poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Jedwabnik" Robert Galbraith (71/2014)

Średnio mi się to podobało… Niby czytało się szybko, ale po „Wołaniu kukułki” jestem rozczarowana tą częścią.

Zacznę od tego – co niekoniecznie musi być minusem – że tak naprawdę to nie kryminał, a powieść obyczajowa z wątkami kryminalnymi, prowadzonymi kiepsko, nieco nudnymi i tak naprawdę, mało kryminalnymi. Jeśli więc ktoś spodziewa się mrocznego kryminału, to będzie rozczarowany. Lepsza z tego jednak powieść obyczajowa, niż kryminał.

Druga sprawa, która skutecznie zniechęciła mnie do polubienia tej powieści, to tematyka książek zamordowanego pisarza, Owena Quine’a. Obrzydliwe było czytanie o gnijących genitaliach i temat ten kompletnie nie pasował mi do wizerunku całości „Jedwabnika” (trochę takie zderzenie – temat nudny, kryminał słaby, bardziej młodzieżowy niż dorosły, a tu takie odpychające opisy książek Quine’a).

Powieść jest nieco przekombinowana, autorka sama zaplątała się niczym jedwabnik w swe własne dzieło. Mam wrażenie, że można by wyciąć z książki połowę czczej paplaniny i nudnych wątków i obyłoby się to bez większej szkody dla całej książki.

Plusem jest para głównych bohaterów. Lubię Robin i Cormorana, choć Robin podpadła mi nieco miganiem się od wsparcia swojego chłopaka po śmierci jego matki. Praca pracą, ale są sytuacje, w których naprawdę nie jest się niezastąpionym… Zdziwiło mnie też, jak przeczytałam, że Strike ma 36 lat… Jakoś nie pamiętam, czy w „Wołaniu kukułki” wspomniany był jego wiek, ale tutaj mnie to bardzo zaskoczyło. Po pierwszej części zdecydowanie wyobrażałam go sobie jako starszego o jakieś 10 lat.

Podsumowując – rozczarowała mnie ta książka. Jak nie przeczytacie, to niewiele stracicie.

Przeczytane: 19.12.2014
Moja ocena: 5/10

środa, 17 grudnia 2014

"Kolor magii" Terry Pratchett (69/2014)


Świat Dysku; tom 1
(Cykl o Rincewindzie)

To moje pierwsze spotkanie z książką Pratchetta. Udane, ale w zachwyt nie wpadłam jeszcze. Jeszcze, bo liczę, że absurd i groteska zawarte w „Kolorze magii” pójdą w dobrą stronę, rozwiną się i sprawią, że kolejne części „Świata dysku” będą lepsze niż ta pierwsza część.

Nie mogę powiedzieć, że książka była nieciekawa czy nudna, ale jednak czytało mi się ją dość długo i momentami (zwłaszcza na początku) miała właściwości mnie usypiające. Nieco bardziej wciągnęła mnie akcja, która zaczęła się dziać po pożarze.

Doceniam ironię i absurd, jaką posłużył się autor i to naprawdę napawa mnie nadzieją na lepsze kolejne części, ale czytając „Kolor magii” miałam nieodparte wrażenie, że czasem jest to zlepek kilku historii, powiązanych ze sobą bardzo luźno jedynie osobami głównych bohaterów.

Ale ponieważ uwielbiam książki ironicznie opowiadające o świecie, szydzące nieco z otaczającej nas rzeczywistości, to liczę, że kolejne części „Świata dysku” dostarczą mi radości co niemiara :)

Przeczytane: 15.12.2014
Moja opinia: 7/10

sobota, 22 listopada 2014

"Kwiat kalafiora" Małgorzata Musierowicz (63/2014)

Jeżycjada; tom 3

Och! Ach! I w ogóle super!
To była urocza podróż do niedalekiej, ale jednak, przeszłości.

Bardzo lubię tą część Jeżycjady jako całość i uwielbiam każdego z bohaterów osobno. Każde z nich jest urocze, ciepłe, zabawne.

Urzekła mnie oczywiście cała książka, ale dwie rzeczy szczególnie wzbudziły moją tęsknotę.

Po pierwsze, (taka osobista wstawka), z rozrzewnieniem czytałam o prawdziwych miejscach w Poznaniu, na Jeżycach. Jako że mieszkałam kilka lat w Poznaniu, a do tej pory każdego roku bywam w okolicach Roosevelta, to naprawdę urocze móc sobie tam wyobrazić rodzinę Borejków. Wyjątkowo mi się do Jeżycjady wraca, mogąc sobie bardzo dobrze wyobrazić miejsca „akcji”, co pewnie zrozumie każdy miłośnik Jeżycjady znający Poznań.

Druga rzecz, która wywołała na mej twarzy uśmiech tęsknoty za czymś, co raczej już nie wróci, to kwestia szeroko rozumianego wychowania dzieci.

Kurcze, ciekawa jestem, jaki los czekałby w dzisiejszych czasach Nutrię, notorycznie udającą chłopaka, mówiącą „byłem, zjadłem, zrobiłem”. No przeurocze to przecież było, ale dziś pewnie Nutria miałaby już za sobą niejedną sesję u psychologa. Gender w rozkwicie.
Inny był też wpływ nauczyciela na dzieciaki. Nauczyciel mógł nawet przyjść do domu i ochrzanić co niektórych. Mógł powiedzieć rodzicom, co mu się nie podoba w zachowaniu dzieci. Mało tego, uczeń musiał dostosować się do tego co mówi nauczyciel i wiedział, że rodzice na pewno zgodzą się z nauczycielem z całej rozciągłości. Ja wiem, że czasy są już inne, ale taka właśnie była szkoła mojego dzieciństwa i teraz to nawet za tym tęsknię (choć 20 lat temu nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek powiem coś podobnego :) ).

Bardzo sobie nastrój poprawiłam „Kwiatem kalafiora” i nabrałam jeszcze większej ochoty na ponowne czytanie kolejnych części, co też z radością wkrótce uczynię :)

Przeczytane: 22.11.2014
Moja ocena: 8/10

piątek, 21 listopada 2014

"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda (62/2014)

Muszę powiedzieć, że mi się naprawdę podobało.
To bardziej powieść z elementami kryminału, niż typowy kryminał, ale niczego nie ujmuje to całości, jaką tworzy „Pochłaniacz”.

Historia fajnie zbudowana, podobało mi się to, że postacie ze współczesności nie są tworami znikąd, jak to czasem bywa w różnych książkach, ale że mają swoją historię, pokrótce opowiedzianą na początku powieści. I ta ich przeszłość ciekawie, choć dość niespodziewanie, łączy się logicznie z teraźniejszością.

Interesująca jest postać głównej bohaterki, Saszy Załuskiej. Ależ się cieszę, że kobieta jest wreszcie bohaterką w kryminale! Nie byle jaka to kobieta, ale silna, samodzielna, z przeszłością, która wskazuje, że Sasza wiele może znieść. Naprawdę polubiłam Saszę, a lubię lubić bohaterów książek, bo czyta się całość o wiele przyjemniej.

Bardzo podobało mi się takie zwyczajne, ale czasem boleśnie prawdziwe, spojrzenie od wewnątrz na dwie różne od siebie grupy, jakimi są policja i duchowieństwo. Autorka potrafiła napisać o ułomnościach obu tych struktur bardzo celnie, ale bez krytyki lub swoich uwag, które wskazywałyby na jej prywatną opinię na ten temat. Bardzo lubię taką bezstronność, bez zbędnego naprowadzania czytelnika na to, co ma sobie o danych bohaterach pomyśleć.

Zaciekawiła mnie również specjalizacja Saszy. Wreszcie zamiast supermocy biorących się znikąd, jakaś prawdziwa specjalizacja i to naprawdę interesująca.

Podobało mi się i ochoczo czekam na kolejne przygody Saszy Z.

Przeczytane: 19.11.2014
Moja ocena: 8/10 

poniedziałek, 3 listopada 2014

"Jeździec miedziany" Paullina Simons (61/2014)

Nie przepadam za romansidłami, więc z założenia gatunek średnio dla mnie. Mimo wszystko, czasem lubię oderwać się od innych gatunków i wciągnąć się w romans, więc do lektury podchodziłam pozytywnie nastawiona, zachęcona mnóstwem pozytywnych opinii o książce.
 
Książka jest wciągająca - wciągnęła mnie na tyle, że żeby nie rozstawać się z nią, zarówno ją czytałam, jak i słuchałam audiobooka w samochodzie. Pomimo jej objętości, czyta się szybko.

Pierwsza połowa książki podobała mi się zdecydowanie bardziej. Nie znam się na historii na tyle, żeby ocenić, czy obraz życia w ówczesnym Leningradzie przedstawiony jest prawdziwie, ale na pewno jest to opowiedziane bardzo obrazowo, nie trudno wczuć się w tamtejsze realia. To zresztą – ta obrazowość, przewija się przez całą książkę. Wszystko opowiedziane jest tak, że na własnej skórze można poczuć warunki pracy w fabryce czołgów lub wyobrazić sobie przerażenie, gdy się wie, że ma się dwa ziemniaki na obiad dla całej rodziny. Barwny język to zdecydowanie zaleta tej książki.

I na tym koniec plusów…

Tatiana jest osobą tak naiwną i głupiutką, że trudno uwierzyć, że udało jej się przetrwać – bo jednak wiele sytuacji wymagało sprytu, żeby przeżyć.
Najgłupsza scena w książce – kłótnia Tatiany i Aleksandra o nic, kiedy Aleksander odnalazł Tanię i do niej pojechał (nie pamiętam gdzie, ale było to wtedy, gdy nie wiedział jeszcze o śmierci Daszy). Kompletnie nie pasowało to do całego wizerunku Tatiany i Aleksandra.
Postać Tatiany bardzo mnie irytowała, nie lubię takich „ciapowatych” kobiet. Raz jeszcze – że ona wojnę przetrwała, to nieprawdopodobne.

Druga połowy książki, w mojej opinii, o wiele gorsza. Na jej podstawie można orzec, że wielka miłość Tatiany i Aleksandra polega na niewychodzeniu z łóżka (no bo przecież nie na płaskich, idiotycznych dialogach występujących i tak w śladowej ilości). Tyle właściwie zapamiętałam (w miesiąc po skończeniu lektury). Nie potrafię sobie oczywiście wyobrazić realiów wojny, ale wg mnie trochę to głupie, że w tak ciężkich warunkach, jedyne o czym myślą tak wielce zakochani, to kochanie się w kolejnych miejscach… Do licha, erotyka na stu stronach? Wystraszona, cichutka Tania spółkująca z Szurą w łaźni, gdzie wszyscy podsłuchują? Naiwność i głupota aż kipi z tych stron, a króliki mogłyby się od tej pary sporo nauczyć.

Przeczytam kolejne części (po małej przerwie), bo mimo wszystko historia wciągająca, ale nie wpadłam w zachwyt, jakiego się spodziewałam. Za dużo naiwności w tym wszystkim. Na pewno nie jest jeden z lepszych romansów, jakie czytałam, ani żadna wielka epicka powieść. 

Przeczytane: 1.11.2014
Moja ocena: 5/10

niedziela, 12 października 2014

"Opactwo Northanger" Jane Austen (56/2014)

Nie mogę powiedzieć, że ta powieść Jane Austen mnie rozczarowała, ale zdecydowanie mnie nie porwała. Pierwsza połowa książki bardzo mi się dłużyła, w drugiej było nieco lepiej i losy bohaterów bardziej mnie zainteresowały. Może też to efekt tego, że książkę czytałam w wakacje, w które działo się naprawdę sporo, dlatego też fabuła „Opactwa” wydawała mi się niesamowicie powolna i rozwlekła. Może takie książki lepiej pasują na długie jesienne wieczory… Doceniam oczywiście kunszt Austen – stworzyła czarującą parodię powieści gotyckiej i jedynie jako taka, książka ta mi się podobała.

Wracając do książki – opowiada ona o losach młodziutkiej Katarzyny, które swe siedemnastoletnie „doświadczenie życiowe” opiera na tym, co wyczytała z powieści. Prawdziwe jednak doświadczenie przynoszą jej podróże, podczas których poznaje nowych ludzi i oddaje się rozrywkom ówczesnego świata – przejażdżkom, bywaniem na salach asamblowych, spacerom. I to jest w tej książce urocze – ukazanie ówczesnego świata oraz zgrabne pokazanie w tym wszystkim naiwności Katarzyny i jej rozczarowań wynikających z obcowania z ludźmi innymi niż bohaterowie powieści.

Czytając „Opactwo” ma się nieodparte wrażenie, że sama autorka naśmiewa się z Katarzyny, z jej naiwności, ale również z otaczającego ją świata. Jasne jest, że Austen parodiując powieść gotycką, ukazuje młodym dziewczętom swej epoki , że to co wyczytują one w takich powieściach, rozmija się z rzeczywistością. Zamierzenie parodii widać w „Opactwie” już od początku – heroina Katarzyna ani nie jest ładna, ani majętna. Tajemnicy w niej żadnej. Groza? Tylko taka ukazana ironicznie. Bardzo ironicznie. Czytelnik zamiast się bać, śmieje się.

To, czy komuś „Opactwo Northanger” się spodoba czy nie, zależy od tego, w jaki sposób do powieści podejdzie. Traktując ją serio, nie zważając na to, że to parodia – uznamy książkę za nudną, wręcz tendencyjną. Dialogi są rozwlekłe, nijakie. Katarzyna swa naiwnością potrafi wzbudzić ambiwalentne uczucia w czytelniku, zmierzające jednak dość często w stronę uczuć negatywnych. I to właśnie ta część, która mnie w  tej książce ogromnie znudziła. Jeśli jednak czytelnik będzie świadomy tego, że Austen parodiuje powieść gotycką, dostrzeże tu ogromne pokłady ironii i kpiny.

Przeczytane: 10.10.2014
Moja ocena: 6/10 

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Dom sióstr" Charlotte Link (52/2014)

No nie podobało mi się to. Flaki z olejem na 640 stronach. Cieszę się, że nie od tego rozpoczęłam moją przygodę z twórczością pani Link, bo jak dla mnie, "Dom sióstr" byłby bardzo kiepską rekomendacją dla jej powieści. Zaczęłam od "Echa winy" i o wiele bardziej podobał mi się klimat, styl tamtej książki.

Barbara i Ralph, małżeństwo, chcąc ratować swój związek wyjeżdżają do Anglii i wynajmują tam dom. Już pierwszego dnia w okolicy szaleje śnieżyca i odcina wynajęty dom od świata. Barbara szperając w zakamarka domu znajduje zapiski byłej właścicielki domu, Frances. Historia, którą czyta wciąga ją niesamowicie i od tej pory w powieści przeplatają się losy Barbary i Frances. Niestety, mnie dzieje Frances nie wciągnęły ani trochę.

Nie mam niestety nic dobrego do powiedzenia o "Domu sióstr". Wynudziło mnie to, dłużyło mi się czytanie tego, naprawdę to męczyłam. Nie było w niej nic, na co czekałabym sięgając za każdym razem po książkę. Nie ciekawiło mnie, co się za chwilę wydarzy. No nic, zero pozytywnych emocji.

Nie będę tej książki polecać, choć wiem, że ma ona wielu zwolenników.

Przeczytane: 10.08.2014
Moja ocena: 4/10

czwartek, 31 lipca 2014

"Kłamczucha" Małgorzata Musierowicz (51/2014)

Jeżycjada; tom 2

Nie wiem, czy kiedyś mi się znudzą te młodzieżowe książki :)
Lubię "Kłamczuchę" (choć Anielę sobie zupełnie inaczej wyobrażam niż ta pokazana na okładce).

Do łez uśmiałam się przy wyliczankach dzieciaków:
"Jedna siostra drugiej siostrze napluła na ostrze…";
"Jedna lalka drugiej lalce odgryzała palce";
"Jedna babcia drugiej babci napluła do kapci."

Naprawdę przeurocze :)

Przeczytane: 31.07.2014
Moja ocena: 7/10

niedziela, 20 lipca 2014

"Patrz jak Jane ucieka" Joy Fielding (48/2014)

To druga książka Joy Fielding, jaką czytałam (pierwsza była Grand Avenue). W mojej opinii "Jane" jest ciut słabsza niż Grand Avenue, która wciągneła mnie bez reszty. Z "Jane" też poszło szybko, ale momentami się trochę za bardzo ciągnęła.

Historia opowiada o młodej kobiecie, która traci pamięć i nie wie kim jest ani jak znalazła się na ulicy w zakrwawionej sukience, z kieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Przez większą część książki próbuje dowiedzieć się jak tak naprawdę wyglądało jej życie, przypomnieć sobie co zapomniała, a pod koniec powieści, walczy, by osoba, którą ją skrzywdziła poniosła odpowiednią karę. Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak potoczy się historia, że mąż Jane zrobił, to co zrobił (wiem, piszę zagmatwanie, ale nie chcę spojlerować, dla tych, którzy nie czytali :) ).

Przeczytane: 20.07.2014
Moja ocena: 6/10

sobota, 5 lipca 2014

"Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" Jonas Jonasson (45/2014)

Książka może i fajna, zabawna, ale nie turlałam się ze śmiechu (a tego się spodziewałam, czytając opinie o książce). Tak naprawdę na głos roześmiałam się raptem kilka razy. Książkę "wciąga" się sprawnie, ale były momenty, które mi się dłużyły, na których nie mogłam się skupić i które na pewno zaraz wylecą mi z pamięci. Zresztą, mam wrażenie, że cała książka na długo w mej pamięci nie pozostanie i za jakiś czas imion bohaterów pamiętała nie będę.

Chętnie wybiorę się na film, również dlatego, że jestem ciekawa, w jaki sposób jest zrobiony. Polecać mogę, bo to przyjemna lektura, ale beczki śmiechu raczej się nie spodziewajcie.

Przeczytane: 2.07.2014
Moja ocena: 5/10

sobota, 7 czerwca 2014

"Kurtyna" Agatha Christie (41/2014)

Zupełnie się nie spodziewałam tego, że to ostatni kryminał Agathy Christie z Poirotem. Jej powieści czytam w kolejności przypadkowej, a raczej - wg tego, który tytuł w danej chwili mi się spodoba najbardziej. Poprzednią moją powieścią Christie była "Tajemnicza historia w Styles", jak się okazało - pierwsza z Herkulesem, a "Kurtyna" - ostatnią z nim, dodatkowo również dziejąca się w Styles.

Powieści daję gwiazdkę więcej właśnie przez te emocje związane z odejściem Poirota. Jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad tym, w jaki sposób zakończy on swój żywot... Chyba naiwnie sądziłam, że będzie nieśmiertelny :) i prędzej powieści urwą się ot tak, bez wyraźnego zakończenia jego dziejów, niz nadejdzie jego śmierć.

Sama historia jest ciekawa, morderca jest tu ukazany inaczej niż w pozostałych kryminałach (a raczej trudno właściwie stwierdzić, kto jest sprawcą zbrodni), morderstwa nie są takie popełniane w "standardowy" sposób (o ile w ogóle można morderstwo popełnić standardowo...). Zdziwił mnie nieco ostatni czyn Herkulesa, mimo, iż popełniony został dla "większego dobra". Kryminał dobry, taki "Agathowy".

Przeczytane: 6.06.2014
Moja ocena: 7/10

czwartek, 5 czerwca 2014

"Grand Avenue" Joy Fielding (40/2014)

Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta książka. Spodziewałam się lekkiego czytadełka, niezbyt ambitnego, a okazało się, że wyszła z tego całkiem niezła powieść.

Książka jest niezwykle poruszająca, emocjonalna, przepełniona emocjami złymi i dobrymi, które bardzo żywo odczuwałam podczas lektury. Były sceny wywołujące uśmiech na mojej twarzy, były takie, w których naprawdę złościłam się na bohaterów. Bardzo wciągająca. Po początkowych "rozkręcających" się stronach, wciągnęłam się w historię bardzo, nie mogłam doczekać się tego, co będzie dalej i jak zakończy się historia każdej z bohaterek. Nie było różowo, ale cóż - takie jest życie.

Mylący był dla mnie tytuł książki - Grand Avenue wskazywał mi raczej na przepych dużego amerykańskiego miasta, a tak naprawdę w powieści tego nie było. Miałam skojarzenia z "Gotowymi na wszystko" :) (choć znam je tylko troszkę), tylko w wersji mniej sielankowej. Zdecydowanie więcej było tu dramatyzmu i "prawdziwego" życia.

Zastanawia mnie pomysł autorki na typowy spoiler - już w prologu dowiadujemy się, że 2 z 4 przyjaciółek nie żyją z czego jedna została zamordowana. Nie wiem, jaki był zamysł pisarki, ale u mnie sprawiło to, że w każdej dramatycznej sytuacji dopatrywałam się końca życia danej bohaterki, a co drugi nowy bohater, stawał się potencjalnym mordercą. Oczywiście, nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, jaki miał miejsce, ale nie ukrywam - sporo nowych możliwych historii powstało w mojej głowie :)

Chętnie sięgnę po inne książki tej autorki.

Przeczytane: 3.06.2014
Moje ocena: 8/10

sobota, 24 maja 2014

"Szósta klepka" Małgorzata Musierowicz (37/2014)


Jeżycjada; tom 1

Mam mieszane uczucia co do tej książki. Z jednej strony szybko się czyta, coś się dzieje cały czas, ale z drugiej - aż tak mnie nie wciągnęła, historia też umiarkowanie mnie pochłonęła.
Zdecydowanie bardziej podobała mi się zerowa część Jeżycjady - "Małomówny i rodzina".

No i jak można na własne dziecko wołać Cielęcina... Nic dziwnego, że dziewczyna ma kompleksy. Bobcio z resztą nie jest lepszy pod względem imienia. Pod względem imion bohaterów, autorka troszkę przesadziła :)

Przeczytane: 22.05.2014
Moja ocena: 6/10

wtorek, 20 maja 2014

"Bezcenny" Zygmunt Miłoszewski (35/2014)

No nie podobało mi się to. 5 gwiazdek jest tylko dlatego, że doceniam pracę, jaką autor musiał wykonać, żeby tą powieść stworzyć (przynajmniej tak mi się wydaje, że był to jakiś wysiłek). Sporo jest tu wiedzy z zakresu malarstwa, rzucane są nazwiska, lata, itp. To stwarza naprawdę fajną atmosferę. Potencjał tkwił w tym bardzo duży, sama historia fajna, ale wyszło raczej średnio. Mnie ta książka znudziła. No i do tego nie znoszę wplatania w kryminały ckliwych wątków miłosnych, no nie trawię tego. Albo kryminał, albo romansidło. No albo ewentualnie typowy kryminał miłosny, ale nie takie niby delikatne, ale już wyraźne, wplatanie uczuć w kryminał.

W teorii, spora część książki jest taka dość filmowa. Są akcje w Tatrach, jest pościg na morzu (swoją drogą, niezła fantazja tu zawitała), ale momentami ciągnęło się wszystko niewyobrażalnie.

Podobała mi się bardzo postać Lisy. Miałam problemy, żeby ją sobie dobrze wyobrazić, bo co zaczynałam już widzieć ją w jakimś zarysie, to Lisa robiła coś nowego, co psuło całą moją dotychczasową wizję. A jej polski jest uroczy! Przy tym się momentami śmiałam :)

Przeczytane: 20.05.2014
Moja ocena: 5/10

środa, 14 maja 2014

"Romans wszech czasów" Joanna Chmielewska (34/2014)

Joanny Chmielewskiej czytałam jedynie kilka książek i to naprawdę dawno temu. "Romans wszech czasów" podobał mi się, ale tak połowicznie. Ta książka składała się jak dla mnie z dwóch zuepłnie różnych części. Ta pierwsza, bardzo mi się podobała i śmieszyła mnie. Druga część, ta sopocka - już mniej mnie wciągnęła. Oczywiście, sama historia, delikatnie mówiąc - nieprawdopodobna :) ale wesoła i zabawna. Do tego czasy, w których dzieje się akcja - fajnie poczytać czasem coś, co nie dzieje się ani w czasach obecnych, ani takich przed XX wiekiem.

Przeczytane: 11.05.2014
Moja ocena: 6/10

niedziela, 4 maja 2014

"Wołanie kukułki" Robert Galbraith (32/2014)

Było lepsze niż spodziewałam się po negatywnych opiniach. Początkowo myślałam, że będzie to taki grzeczny kryminał, dla młodszych nastolatków, ale ilość przekleństw w drugiej połowie książki zmieniła moje zdanie. Te przekleństwa to właściwie wcale mi nie pasowały do pozostałej reszty stylu prezentowanego w tej książce (który nota bene podobał mi się nawet).

Sama historia, Strike, Robin - to również mi się podobało, ale momentami, zwłaszcza w pierwszej połowie książki, to było to naprawdę nuuuudne. Dobrze, że pod koniec już więcej akcji kręciło się wokół właściwego wątku i nudne, niepotrzebnie rozwijane historyjki były pomijane.

Może 7/10 to ciut za wysoko, zwłaszcza, jak sobie przypomnę, jak się nudziłam początkowo, ale przez fajny styl, zabawny momentami język, za postacie, które polubiłam, daję właśnie tę siódemkę.

Przeczytane: 3.05.2014
Moja ocena: 7/10

środa, 30 kwietnia 2014

"Ósmy dzień tygodnia" Marek Hłasko (31/2014)

Wiem, że to polskie, na wskroś polskie, z jednej strony przez tą polskość mi bliskie, z drugiej strony – bardzo egzotyczne... Wiem, że tak w Polsce było, nie aż tak dawno temu przecież. I cieszę się, że teraz już tak nie ma. Tą egzotyczność zauważam jakoś dziś zwłaszcza, kiedy obchodzimy kolejną rocznicę wstąpienia do UE, kiedy będziemy niedługo świętować 25 lat wolności i ta szarość pokazana przez Hłaskę daje po oczach. Szare życie, szara rzeczywistość, depresyjny brak perspektyw na cokolwiek lepszego. Nie wiem, jak odbierali to czytelnicy kilkadziesiąt lat temu, kiedy opowiadanie to zostało po raz pierwszy wydane; Ci, którzy sami żyli w tamtych czasach, ale myślę, że ta opowieść teraz poraża bardziej. Wtedy – to była ich rzeczywistość, codzienność; dziś – to ‘tylko’ przypomnienie nam tego co było, opowiadanie o komunistycznej Polsce, stosunkach międzyludzkich w latach 50.

Wszyscy bohaterowie wydają się być przegrani, jedynie Agnieszka zdaje się być osobą, która rozpaczliwie szuka nadziei na lepszą przyszłość i nie jest do końca pogodzona z otaczającą ją beznadziejnością. I trzeba przyznać, że w jej świecie, nie jest to łatwe. Matka i ojciec, totalnie pogrążeni w marazmie, brat - młody alkoholik. A to właśnie z bratem, z Grzegorzem, Agnieszka prowadzi najbardziej wartościowe rozmowy i stara się go poprzez te rozmowy ratować.

Szarość i brud. To widać w tej książce. Hłasko nic nie wybiela. Jest oszczędny w słowach, ale to najlepiej właśnie oddaje realizm tamtych czasów.

Przeczytane: 30.04.2014
Moja ocena: 7/10

środa, 23 kwietnia 2014

"Hańba" John Maxwell Coetzee (28/2014)

Powieść pełna niedopowiedzeń, pozostawiająca w głowie czytelnika więcej pytań niż odpowiedzi. Czytając tą książkę i zaraz po jej zakończeniu kłębiło się w mojej głowie pełno pytań: Ale dlaczego? Jak? Po co? Najwięcej chyba jednak było „dlaczego?” Wybory bohaterów nie były dla mnie jasne, bardzo chciałam dowiedzieć się co nimi kierowało, kiedy podejmowali takie, a nie inne decyzje. Takie pytania mogłabym zadać każdemu bohaterowi – i Davidowi, i Lucy, i Bev, i Melanie oraz jej ojcu.

Powieść niewątpliwie wybitna, ale jak dla mnie – trochę za dużo tych niedopowiedzeń. Ja jednak lubię, jak niektóre decyzje podejmuje za mnie autor, choć nie zawsze się z nimi zgadzam. Tu tak naprawdę nie ma żadnych odpowiedzi, nic nie jest wyjaśnione. Po skończeniu tej lektury miałam wręcz wrażenie, że w mojej książce brakuje stron, że przecież musi być jakiś ciąg dalszy tej historii. Sprawdziłam nawet inne wydania. Kończą się jednak tak samo…

Podobał mi się język, jakim pisana jest ta powieść, styl, sposób narracji. Język bardzo oszczędny w słowa, nie ma tu chyba zbędnych słów, każde wydaje się być przemyślane, wyważone, potrzebne.

Bardzo jestem ciekawa filmu z Malkovichem, niedługo na pewno go obejrzę.

Książka dobra, pokazująca różne aspekty hańby, godna polecenia, ale w mojej opinii, nie jest to książka rewelacyjna.

Przeczytane: 22.04.2014
Moja ocena: 8/10


niedziela, 20 kwietnia 2014

"Pomarańcze w śniegu. Pierwsza zima na Majorce" Peter Kerr (26/2014)

Bardzo, bardzo słaba książka... Autor opowiada nam swoje codzienne historie z życia na Majorce, po tym, jak przeniósł się tam z rodzinnej Szkocji.

Książka była po prostu okropnie nudna. Na początku myślałam, że to przez to, że zabierałam się za tą nią późnym wieczorem, zmęczona, ale okazało się, że to nie to i im dalej, tym było gorzej. Książka jest płytka, o niczym, nie ma żadnego głównego wątku przewodniego, żadnej "konstrukcji", początku, końca, akcji, czegokolwiek. Czytając ją często myślałam o czymś innym, książka nie była w stanie wciągnąć mnie w opowieści, pewnie już teraz wielu wątków nie pamiętam...

Ponieważ sama mieszkałam w Hiszpanii, ale tej kontynentalnej, liczyłam na opowieści, które ukażą mi różnice między "moją" Hiszpanią, a tą na wyspową, na Majorce. No niestety, zamiast tego były nudnawe opowieści o śmierdzących kozach, chwastach na polu, zesputym piecu. Jestem przekonana, że moje życie w Hiszpanii, w Kraju Basków, było ciekawsze niż to, o którym opowiadał autor i gdybym miała Wam opowiedzieć o "mojej" Hiszpanii, to mam wrażenie, że miałabym wiele historii, które bardziej by Was wciągnęły niż te opowiedziane w "Pomarańczach w śniegu".

Ostatnia zła rzecz w tej książce to język, który bardzo silił się na poczucie humoru, ale poległ w tych wysiłkach. To nie było śmieszne, jak dla mnie, ani w jednym momencie.


Po prostu słabe, nudne, nie polecam.

Przeczytane: 19.04.2014
Moja ocena: 3/10

środa, 16 kwietnia 2014

"Diabeł ubiera się u Prady" Lauren Weisberger (25/2014)

Bez ochów i achów, ale całkiem przyjemne czytadełko. Czytało się szybko, choć momentami niektóre sceny lub opisy były przydługie czy wręcz nudnawe, spokojnie można byłoby je pominąć i książka nic by nie straciła, poza kilkoma stronami. Bo trzeba przyznać, że jak na takie czytadełko to było to dość długie.

Przez pierwszą połowę książki każda akcja Mirandy podnosiła mi ciśnienie... Potem trochę ochłonęłam i traktowałam to tylko jako powieść, a nie scenę z życia, choć łatwo nie było i na każdy głupi wymysł Mirandy miałam już gotową odpowiedź. Nie zniosłabym takiego szefa jak ta zołza. Cóż, kariery w Runwayu to ja bym raczej nie zrobiła - wyleciałabym po pierwszej godzinie spędzonej obok Mirandy...

Filmu nie oglądałam, ale chętnie obejrzę. Przeczytam też kontynuację "Diabła" - "Zemsta ubiera się u Prady".

Przeczytane: 14.04.2014
Moja ocena: 6/10

sobota, 12 kwietnia 2014

"Chirurg" Tess Gerritsen (23/2014)

Rizzoli & Isles; tom 1

Kilka dni temu byłam na pobraniu krwi, w poniedziałek idę po wyniki... Trochę mnie przeraża teraz fakt, że nie wiem co się obecnie z tą moją krwią gdzieś tam dzieje...

Jestem pod ogromnym wrażeniem! To nie tylko jeden z lepszych kryminałów, jaki ostatnio czytałam, ale jeden z lepszych w ogóle! I jak teraz myślę o Nesbo, albo o innych autorach kryminałów... to i tak mam ochotę na kolejną powieść Gerritsen, nic innego (tamci nie są źli, ale Tess ich bije).

To drugi kryminał tej autorki, jaki czytałam, poprzedni też był z serii Rizzoli i Isles, ale zaczęłam jakoś nie po kolei. Co prawda w tej pierwszej części mało było Rizzoli, a Isles wcale, ale nie przychodzi mi do głowy nic, czego mogłabym się doczepić, co mi się nie podobało. Naprawdę wszystko było tak, jak być powinno. Całą książkę czyta się łatwo, jest wciągająca, ale ostatnie kilka rozdziałów, to już wcale nie mogłam się oderwać. Jak tak będzie w kolejnych książkach, to zostanę fanką serii Rizzoli i Isles, oraz Tess Gerritsen. Właściwie to już zostałam.

Przeczytane: 11.04.2014
Moja ocena: 8/10



poniedziałek, 31 marca 2014

„Dzisiaj narysujemy śmierć” Wojciech Tochman (21/2014)

No nie, ciśnienie mi się sporo podniosło po zakończeniu tej lektury. Jestem totalnie zawiedziona tą książką. Wg mnie, Tochman – reportażysta poległ w tej książce. Może gdybym nie wiedziała nic o ludobójstwie w Rwandzie, inaczej bym do tego „dzieła” podeszła, ale po kilku innych lekturach, artykułach, reportażach, patrzę na „Dzisiaj narysujemy śmierć” bardziej krytycznie.

Żeby nie było zupełnie negatywnie, zacznę od tego, co mi się podobało. Podobał mi się język, styl, sposób w jaki Tochman pisał. Wszystkie wydarzenia przedstawione są bardzo plastycznie, dosadnie, wprost, bez owijania w bawełnę, ale jednocześnie nie ma tu epatowania cierpieniem, przesadzonych, niepotrzebnych słów. To, co czytamy jest niesamowicie poruszające, przejmujące, eksploduje bólem. Każda przedstawiona postać jest tragiczna, niesie z sobą ogromny ból, przepełniona jest emocjami. Każda historia – jak jątrząca rana.

Przedstawione wydarzenia są tragiczne, ale należy pamiętać, że są to wydarzenia prawdziwe, a nie wymyślone przez autora, więc za sam „pomysł” autorowi nie należą się hołdy. To miał być reportaż, a nie powieść. A niestety, dobrym reportażem to to nie jest. Przede wszystkim, Tochman jest bardzo stronniczy. Nie był naocznym świadkiem tych wydarzeń, a opowiada o tym, jakby tam był, wiedział co się stało, jak się stało. Zadziwiająco łatwo przychodzi mu krytyka misjonarzy i księży, którzy byli tam, gdy masakra się zaczynała. Niektórzy z nich wyjechali, inni zostali. Czy to źle, że wyjechali? Czy można kogokolwiek krytykować za to, że w obliczu ludobójstwa i okropności, które się tam działy, chciał ratować swoje życie? Że spanikował i gdy mógł ratować swoje życie, to to robił? Sporo przytoczonych przez Tochmana przykładów jest sprzecznych z informacjami z innych źródeł. Słowo przeciwko słowu. Jednak dla Tochmana to nie wydaje się być problemem, dla niego sprawa jest jasna. Winni są misjonarze. Nie wiem, czego Tochman od nich oczekiwał. Żeby złapali za maczety i tamtych wybijali? Garstka księży przeciwko rozjuszonym Hutu? To, że zginęłoby kilku księży więcej, nie powstrzymałoby Hutu przed dalszym mordowaniem, gwałceniem, znęcaniem się nad Tutsi. No ale widocznie Tochman sądzi inaczej. Dla mnie – niepotrzebny był ten rozdział o księżach i nie śmiałabym tak stanowczo i negatywnie oceniać kogokolwiek będącego w tamtej sytuacji. Ale skoro już Tochman podjął się szukania winnych, to gdzie rozdział o ONZ, dla której to organizacji dokonane ludobójstwo to jedna z większych (jak nie największych) porażek? Gdzie słowa krytyki przeciwko krajom Europy, które też jakoś ochoczo nie posyłały tam swoich wojsk? Uzbrojonych, przeszkolonych wojsk? No tak, misjonarze winni, bo nie wzięli odwetu. Razi mnie to, że autor jawnie uwziął się na księży, a tym, którzy w mojej opinii są dużo bardziej winni (ONZ, Europa) uszło praktycznie na sucho.

Kilka rzeczy w książce przeczy samym sobie. Raz Tochman pisze „piętnaście lat po tamtym, w autobusie można położyć głowę na ramieniu obcego człowieka i spokojnie drzemać”, a 10 stron dalej: „Bo Rwanda to kraj strachu. (…) A Rwandyjczyk boi się drugiego człowieka”. No to jak w końcu jest? Takich rozbieżności jest kilka.

Niezaprzeczalne jest to, że książka ta jest obrazem brutalnych, masakrycznych, niewyobrażalnie złych wydarzeń z historii Rwandy. Nie mieści mi się w głowie jak człowiek człowiekowi może wyrządzać tak ogromną krzywdę, ból. Nie chce się wierzyć, że jakikolwiek człowiek mógł w ogóle wymyślić opisywane tam okropieństwa i „spokojnie” robić to drugiemu człowiekowi. Sąsiad sąsiadowi. Wczoraj się pozdrawiali na ulicy, dziś brutalny, zwierzęcy mord, a jutro kat będzie spokojnie na ulicy mijał żonę swojej ofiary. To przeraża, mrozi krew w żyłach. Pozbawienie kogoś życia jest rzeczą niewybaczalną, ale takie katowanie, takie znęcanie się, maltretowanie, gwałcenie w barbarzyński sposób… Nie wiem nawet jak to nazwać. Przy tym wszystkim, kulka w łeb wydaje się być luksusem i śmiercią, za jaką Rwandyjczycy mogli tylko „tęsknić”.

Daję 5/10. Byłoby mniej, ale na plus jest język, wzbudzane emocje, sposób w jaki autor przedstawił te tragiczne wydarzenia.

Przeczytane: 31.03.2014
Moja ocena: 5/10

sobota, 29 marca 2014

"Czerwone Gardło" Jo Nesbø (20/2014)

Cykl: Harry Hole; tom 3

Trzecie spotkanie z Harrym Hole. Nie takie złe, choć pierwsze ponad 20 rozdziałów (!) wynudziło mnie okrutnie.

Nie wiedziałam do czego przypiąć początkową historię o wizycie prezydenta, po co są historie wojenne. Po tych 20stu rozdziałach wciągnęłam się. Męczy mnie już troszkę postać Harrego ukazywanego jako wiecznie niedocenianego policjanta, odsuwanego, wpychanego w ciemny kąt policji. Jak dotąd, każdą sprawę rozwiązuje po mistrzowsku, więc jak w kolejnej części autor znów go pokaże jako biednego, niedocenianego policjanta, to się wkurzę. Wiem, że w kryminałach ktoś musi ginąć, ale mógłby zginąć ktoś zły w trakcie całej akcji książki, nie tylko urokliwe panie kręcące się wokół Harrego...

Fajny pomysł z wpleceniem wojennych wątków do tej historii. Dawno się z takimi odniesieniami nie spotkałam, to urozmaica całą opowieść, dowiedziałam się kilku faktów z norweskiej historii, choć nie ukrywam, momentami te rozdziały były długawe i nie do końca wciągające.

Przeczytane: 28.03.2014
Moja ocena: 6/10

wtorek, 25 marca 2014

"Pochwała macochy" Mario Vargas Llosa (19/2014)

To, że uwielbiam Llosę wcale nie pomaga mi przy ocenie tej książki. Za sam fakt, że to Llosa, mogłabym dać ocenę wysoką, ale zastanawiam się, co sądziłabym o tej książce, gdybym ją przeczytała nie wiedząc kto jest autorem.

Pierwszy raz czytałam książkę, w której tak byłaby pokazana relacja macochy z dzieckiem, czy też ogólniej - osoby dorosłej z dzieckiem. Toż to jawna pedofilia! I jakkolwiek to brzmi - to w tym przypadku ofiarą jest osoba dorosła (macocha), a winnym - dziecko (aniołkowato-diabełkowaty Fonsiu). Fonsito, mały krętacz po "spławieniu" macochy zaczyna swą "zabawę" z kolejną swą ofiarą - Justynianą. Mimo tego dość "obrzydliwego' z natury tematu, czytało mi się książkę szybko, z ciekawością co będzie dalej. Mało tego, kiedy już odkryjemy kto z kim tu sobie pogrywa, sam temat nie wydaje się juz aż tak obrzydliwy. Są tu jeszcze bardzo szczegółowe opisy miłości erotycznej, wypróżniania się, zabiegów higienicznych, ale ponieważ to wszystko razem stanowi kanwę tej powieści - nie jest to odrażające. Ta powieść właśnie taka jest - pokazuje bez kamuflażu, z dogłębna precyzją, różne aspekty człowieczego życia. Nie ma w tych opisach nic (podkreślam: w opisach miłości, zabiegów higienicznych; nie mówię tu o pedofilii), co nie byłoby częścią naszego żywota, więc czemu miałoby to nas odstraszać?

Język i styl, jakim napisana jest ta książka - mnie zachwyca. Widać rękę mistrza. Pisząc o rzeczach tak naturalnych (wręcz naturalistycznych) łatwo spartaczyć sprawę, ale Llosa podołał zadaniu i powieść napisana jest rewelacyjnie.

Nadal mam kłopot z oceną tej książki, ale ponieważ to mój ukochany Llosa, to oceniam na 8/10.

Przeczytane: 25.03.2014
Moja ocena: 8/10

sobota, 15 marca 2014

"Norwegian Wood" Haruki Murakami (16/2014)

Nie, nie jestem zachwycona tą książką. Nie rozumiem zachwytów nad nią. Przeraża mnie ilość samobójstw w tej książce oraz seksualne „przygody” bohaterów. Nie rozumiem niektórych wyborów Watanabe, nie wiem co miały one ukazywać. Dodatkowo, brak emocji (nie wiem, czy rzeczywiście ich nie było, czy to ‘tylko’ nieumiejętność ich okazywania przez bohatera) przy podejmowaniu tych niektórych decyzji jest dla mnie wręcz sztuczny, nienaturalny. Być może to kultura japońska, której nie znam, ale ja tego wcale nie kupuję.

Nie wiem też, na ile naturalna jest ilość samobójstw, jaką otoczony jest Watanabe. Samobójstwa ścielą się tam gęsto jak na jedną książkę. Wygląda na to, że wśród japońskiej młodzieży każdy chyba znał kogoś, kto samobójstwo popełnił.

Nie trafiają również do mnie seksualne eksperymenty i przygody bohaterów, ich ilość, sposób przedstawienia. To, co na pewno zapamiętam z tej książki to to, że bardzo często pojawia się tam wyraz „członek” i „wytrysk”. Nie rozumiem, co ukazywanie scen seksu w taki sposób miało oddać.

Podobno jest to książka o młodości, miłości, przyjaźni. Niby to wszystko jest tam, ale pokazane bardzo wybiórczo. Przynajmniej taką mam nadzieję, bo jeśli nie – to wygląda na to, że obraz japońskiej młodzieży można zamknąć w dość wąskich ramach obejmujących samobójstwa, problemy z samym sobą i skrzywione podejście do spraw seksu.

Nie zrażam się, dalej będę czytać Murakamiego, ale na razie zachwytu z mojej strony nie ma.

Przeczytane: 13.03.2014
Moja ocena: 4/10

piątek, 14 marca 2014

"Aleja samobójców" Marek Krajewski, Mariusz Czubaj (15/2014)

Nie, nie, nie. Nudy jakich mało. Dawno nie czytałam tak słabego kryminału. Język książki niesamowcie denerwujący, co chwilę wplatane tytuły piosenek, bohaterowie porównywani do polityków, aktorów lub postaci filmowych. Poza tym, że to denerwujące, to sprawia, że wątki te będą przestarzałe za chwilę, a właściwie już są, bo wspominane piosenki lub postacie filmowe nie są wybitne, przez co z czasem są i będą coraz bardziej zapominane. Nie polubiłam nadkomisarza Patera (Patra??), jego fioła na punkcie poprawnej polszczyzny. Historia sama w sobie mogłaby być ciekawa, ale zrobiono z tego flaki z olejem, z okropnie nudnymi, niepotrzebnymi opisami tego, jak Pater wchodzi do mieszkania, przechodzi z pokoju do pokoju, jak gotuje rosół, a przed tym opis udka kurzego. Wątków śledztwa natomiast bardzo, bardzo niewiele. Nie wiem nawet, czy dobrze kojarzę jak to się skończyło i kto był czemu winny. Bardzo kiepskie


Przeczytane: 10.03.2014
Moja ocena: 2/10

piątek, 28 lutego 2014

"Dziewczyny z Portofino" Grażyna Plebanek (14/2014)

Ledwo to zmęczyłam... Nie wiem o czym była ta książka. O przyjaźni? Owszem. Historia kilku przyjaciółek od pierwszych lat podstawówki do ich wczesnej dorosłości. I tyle. Dla mnie w tej książce nie było nic więcej. Jedna z niewielu rzeczy, które zapamiętałam (bo odrażało mnie to w czasie czytania) to ich seksualne doświadczenia. Albo szły do stodoły na swój pierwszy raz, albo w aucie to robiły, z kimś, kogo spotykały pierwszy raz, któraś widziała co nieco na ulicy i trzy z nich (na cztery) zaliczyły wpadkę z ciążą, przy czym dwie udały się na skrobankę, a czwarta została prostytutką...

Nie wiem, co ta książka miała pokazać, ale mnie nie pokazała nic, tylko mnie wynudziła. Szkoda trochę, bo to pierwsza moja powieść pani Plebanek, a nie lubię, jak pierwsza książka nowego dla mnie autora jest w mojej opinii marna.

Przeczytane: 28.02.2014
Moja ocena: 3/10

wtorek, 25 lutego 2014

"Milcząca dziewczyna" Tess Gerritsen (13/2014)


Rizzoli & Isles; tom 9

To moje pierwsze spotkanie z duetem Jane Rizzoli i Maura Isles. Wiem, że zaczęłam nie od początku serii, ale tak nie po kolei wpadła mi ta część w ręce. Nie przeszkadzało mi to jednak w odbiorze "Milczącej dziewczyny".

Książka jest o wiele bardziej ciekawa i wciągająca niż się tego spodziewałam, nie mogłam doczekać się każdego kolejnego rozdziału. Chińskie motywy i opowieści zgrabnie są wplecione w całą historię. Rozdziały opowiadane przez jedną z bohaterek - Iris Fang są ciekawym urozmaiceniem i doskonale komponują się z całą historią "Milczącej dziewczyny". Do końca historia była dla mnie zagadką, nowo odkrywane fakty zaskakiwały mnie. Dodatkowo, było w tej historii nieco tajemniczości, takiej właśnie wprost z chińskiego świata.

Na pewno sięgnę jeszcze po książki z "przygodami" Jane i Maury, tym razem zacznę jednak chronologicznie, od początku cyklu.

Przeczytane: 24.02.2014
Moja ocena: 7/10