czwartek, 30 listopada 2017

"Bóg w wielkim mieście" Katarzyna Olubińska (70/2017)

Ależ miła lektura to była. Od kolejnych opowieści bohaterów nie mogłam się oderwać.

Katarzyna Olubińska dzieli się z czytelnikami swoimi i swoich gości doświadczeniami Boga. Rozmawia z kilkunastoma znanymi osobami, które opowiadają o wierze i Bogu w swym życiu. O tym, jak Boga spotkały, kim jest On dla nich na co dzień, kiedy wiary najbardziej potrzebują. Miło się to czytało, zwłaszcza, że rozmówców autorki lubię i cenię.

Miła i ciepła to książka, taka optymistyczna. Piękny jest zachwyt nad codziennością, bijący z tej książki. Zarówno autorka, jak i duża część jej gości, wiedzą i widzą, że ważne rzeczy dzieją się w najzwyklejszych momentach życia, często niespodziewanie.

Pięknie wydana. Z ładnymi zdjęciami. To nie najważniejsze, ale estetyka była miłym dodatkiem do lektury.

Polecam, a ja sama, jako że książka stoi u mnie na półce, pewnie jeszcze kiedyś do niej wrócę.

Przeczytane: 24.08.2017
Moja ocena: 8/10

wtorek, 28 listopada 2017

"Wszystkie dzieci Louisa" Kamil Bałuk (69/2017)

Holandia, dawcy nasienia, zaradny doktor i dziesiątki dzieci tego samego dawcy, którego opis odbiega od tego, co napisano w jego „paszportach”.

Autor przeprowadza nas przez krótką historię zapłodnień nasieniem dawcy w Holandii, pokazuje początki, pojawiające się z czasem wątpliwości, kolejne uregulowania prawne. W tak precedensowej sprawie trudno było przewidzieć wszelkie trudności na samym początku, ale proces w pewnym momencie wymknął się spod kontroli. Wykorzystał to dr Jan Karbaat, wprowadzając w swojej klinice ‘innowacje’ i wykraczając dalece poza jakiekolwiek normy zdrowego rozsądku i moralności w kwestii liczby zapłodnień nasieniem jednego dawcy.

Wiele kwestii jest tu poruszonych – chęć posiadania dziecka, znaczenie naszego pochodzenia, świadomość tego, skąd się wywodzimy, choroba.

Bardzo mi się podoba, jak autor podszedł do tematu. Delikatnie, z wyczuciem, ze spokojem. To, co podoba mi się jeszcze bardziej, to prawdziwie reporterska postawa – bez oceniania, bez narzucania czytelnikowi swojego zdania. Ba, ja tak naprawdę to nie wiem nawet, jakie autor ma zdanie o dużej części poruszanych tematów. Mogę się domyślać i to jest to, co cenię w reportażach najbardziej – autor zostawia mi miejsce na własne zdanie, na pytania, na pozastanawianie się, bez bicia po oczach jego zdaniem.

A jest nad czym się zastanawiać – od chęci posiadania dziecka, poprzez znaczenie świadomości naszego pochodzenia, aż do obsesji determinujących postępowanie Dawcy S. i doktora Karbaata.

Samo rozumowanie dzieci Dawcy S. momentami jest nieco naiwne – niektórzy z nich są mocno zdziwieni, gdy ich półbrat czy półsiostra okazują się od nich samych zupełnie inni, lubiący inną muzyką czy mający wystrój mieszkania zgoła inny od ich gustu. Nierozsądne byłoby sądzić, że wszystkie dzieci tego samego dawcy będą mieć takie same poglądy, te same upodobania i bliźniaczy wygląd. Inne matki i inne wychowanie miały większy wpływ na ich ukształtowanie, niż nasienie tego samego człowieka, ale zupełnie im obcego.

Wspaniały debiut, Kamil Bałuk sam sobie postawił poprzeczkę naprawdę wysoko. Czekam na jego kolejne reportaże.

Przeczytane: 23.08.2017
Moja ocena: 8/10

niedziela, 26 listopada 2017

"Fałszerze pieprzu" Monika Sznajderman (68/2017)

O tej książce powiedziano i napisano już wiele, ja nic nowego nie wniosę.
Dwa światy, polski i żydowski, oba pięknie opowiedziane, choć to nie na polskiej rodzinie autorka chciała się skupić. Różnice, podobieństwa, przenikanie się kultur. Opowiedziane dokładnie, co wymagało od autorki rzetelnego i skrupulatnego zbierania danych. Zdjęcia, dokumenty, pamięć-niepamięć. Bardzo to osobiste, ale z drugiej strony – to historia niejednej żydowskiej rodziny.

W moim subiektywnym odczuciu książka odrobinę nierówna. Język czasem dość wzniosły, ale absolutnie nie umniejsza to wartości książki.

Dobrze, że przeczytałam.

Przeczytane: 22.08.2017
Moja ocena: 7/10

piątek, 24 listopada 2017

"Ludzie z Placu Słońca" Aleksandra Lipczak (67/2017)

Hiszpania jakiej nie znałam, mimo spędzonych tam dwóch lat. Hiszpania, której sukcesy zagrzebywane są w kredytach, bezrobociu, widmie wojny domowej. Hiszpania poraniona, poharatana, zupełnie nie taka, jak w przewodnikach turystycznych. A przecież właśnie ta Hiszpania turystyczna –uśmiechnięta, z gorącym piaskiem, słońcem – jest znana całemu światu. Problemy nie zachęcają do przyjazdu, brudów nie wywleka się na światło dzienne. Hiszpania u autorki ma wiele twarzy, ale do tej radosnej i pełnej słońca jej daleko.

Fajna forma reportażu. Zbiór tytułów z gazet, teksty dłuższe i takie zupełnie krótkie, opowiadane różnym tempem. Razem tworzą zgrabną całość. Tak naprawdę, to każdy z reportaży mógłby stanowić kanwę do osobnej pracy, z każdego tematu mógłby powstać osobny, duży reportaż. 

Polecam, bo i dowiedzieć się o Hiszpanii sporo można, i reportersko nader przyzwoicie.

Przeczytane: 10.08.2017
Moja ocena: 7/10

wtorek, 21 listopada 2017

"Epifania Wikarego Trzaski" Szczepan Twardoch (64/2017)


A ja jeszcze nic Szczepana Twardocha nie czytałam. I pewnie nie ma się czym chwalić, ale tak wyszło. Autor na liście był już od dawna (choć nie wiem czemu, ale podświadomie odkładałam go cały czas ‘na później’), a że u brata w biblioteczce wikarego Trzaskę wypatrzyłam… No sami wiecie.
Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, cieszę się więc, że w przypadku Szczepana Twardocha było ono pozytywne. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsza powieść autora i że w pisarstwie Twardocha sporo mogło ulec zmianie („Epifania” ukazały się 10 lat temu), ale wiem też, że mogę sobie sporo obiecywać po tym, co tu wyczytałam (i oby nie były to płonne nadzieje).

Lubię, jak nie muszę zmagać się z dziwactwami językowymi podczas lektury, więc „Epifania” czytało mi się naprawdę dobrze. Przyzwoity kunszt językowy, nienaganny styl i świadomość tego, że w kolejnych powieściach może być tylko lepiej.

Trochę tu czarnego humoru, nieco groteski, a to wszystko połączone z aspektami duchowości i wiary. Trudno powiedzieć coś więcej bez zdradzania szczegółów fabuły.

Cieszę się, że wreszcie za Twardocha się wzięłam, i że zaczęłam od akurat tej niedużej powieści.  

Przeczytane: 3.08.2017
Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 20 listopada 2017

"Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci. Historia Wandy Rutkiewicz" Anna Kamińska (63/2017)

Mało wiedziałam o Wandzie Rutkiewicz, tematyka górska nigdy nie była mi specjalnie bliska. Nie pojmuję amoku himalaistów, który każe im ryzykować własne życie dla zdobycia kolejnego szczytu, albo tego samego szczytu, ale z innej strony, albo o innej porze roku. Nigdy tego nie pojmowałam, ale nie oceniam, staram się rozumieć pasję jako taką i być otwarta i na takie historie. A historia Wandy Rutkiewicz jest wciągająca i fascynująca.

Obraz Wandy Rutkiewicz wyłaniający się z biografii Anny Kamińskiej intryguje. To postać zamknięta w sobie, z ogromną ambicją i właściwie nieustającą siłą do walki. Kochała góry ponad wszystko, walczyła do samego końca, zginęła w biegu, robiąc to, czemu podporządkowała całe swoje życie (i to kolejna rzecz, przez którą trudno mi pojąć himalaizm – tu nie możesz być ‘tylko trochę’ – to wsysa Cię całego, to już nie tylko pasja, ale sposób życia).
Czy Wanda była szczęśliwa? Tego po lekturze nie wiem. Bo z jednej strony sama mówiła:
„Najbardziej drażni ludzi to, że ryzykujemy życie dla czegoś, co wydaje się kompletnie bezużyteczne, nikomu niepotrzebne. Ale może to jest potrzebne tym, którzy to robią! Może oni po prostu potrzebują tego, żeby żyć.”

Czyli robiła to, co do życia było jej niezbędne, ale z drugiej strony jej bliscy twierdzili, że różowo nie było:
„Wanda nie była zadowolona ze swojego życia, nie była spełniona jako kobieta i miała świadomość, że życie od wyprawy do wyprawy, bez budowania czegoś trwałego, to nie jest prawdziwe życie. Wiedziała, że to nie powinno tak wyglądać, jak wygląda, i nie była szczęśliwa, że żyje tak, jak żyje.”

Biografia wydaje się być naprawdę solidną pracą. Autorka zgromadziła opinie rodziny, przyjaciół, dotarła do współpracowników, członków wypraw. Dbała o szczegóły, a wszystko to z wyczuciem i taktem. Styl autorki w zupełności mi odpowiadał, pochłaniałam to jak najbardziej wciągającą powieść. Nie czytałam „Simony”, ale jeśli biografie pisane przez Annę Kamińską tak mają wyglądać, to biorę w ciemno.

Wanda Rutkiewicz skomplikowaną personą była. Fascynującą, niepowtarzalną i ta książka rewelacyjnie to pokazała. Osiągnięcia Wandy Rutkiewicz są godne podziwu i choć nie wzbudziła ona mojej sympatii, poczytam o niej jeszcze. Bo tak jak nie rozumiem jej pasji, tak czytanie o tym wciąga.

Powtórzę się – to bardzo dobra książka. Czytajcie.

Przeczytane: 1.08.2017
Moja ocena: 8/10

poniedziałek, 6 listopada 2017

6na1: „Ślady” Jakub Małecki (81/2017)


O Jakubie Małeckim jest głośno od jakiegoś już czasu, nie mogło więc zabraknąć go wśród autorów czytanych w ramach naszego projektu #6na1. Jak nam się podobało? Sprawdźcie sami! Nasze opinie czekają już na Was :) A ja tylko dodam, że cieszę się, że wybrałam nam "Ślady" na październikowo-listopadową lekturę. 

Są książki, o których bardzo nie lubię pisać, bo wiem, że nie jestem w stanie oddać tego, co w danej książce jest najpiękniejsze, najistotniejsze. Wiem, że im bardziej będę starała się ubrać w słowa geniusz książki, tym bardziej będzie on ginął w tych moich nieporadnych staraniach. Taką właśnie książką są „Ślady” Jakuba Małeckiego. Będzie więc krótko.

Z każdej historii przedstawionej w książce wyziera niepokój. Każda wzbudza emocje, choć w żadnym z opowiadań nie ma krzty ckliwości. W „Śladach” poruszają rzeczy najbardziej prozaiczne – śmierć żony po latach wspólnego życia, paraliż ukochanego, choroba. Zwyczajne elementy człowieczego losu, przedstawione prosto, autentycznie. 

Język jest tu przepiękny. Prosty, niczym nieudziwniony. W połączeniu ze wspomnianym niepokojem, tworzy wrażenie pewnej oniryczności. Nie chce się tego czytać szybko. Może też dlatego, że z czasem domyślamy się, jaki jest koniec każdego kolejnego opowiadania. 

Dość często książki okrzyknięte rewelacyjnymi, mi zwyczajnie się nie podobają i zachwytów nie podzielam. Dlatego też trochę się bałam książek Jakuba Małeckiego, „Ślady” odleżały swoje na półce. Już wiem, że niepotrzebnie i z kolejnymi książkami autora nie będę czekać tak długo. 

O książkach takich, jak „Ślady” naprawdę nie trzeba dużo mówić. Je wystarczy czytać. 

Przeczytane: 21.10.2017
Moja ocena: 8/10

Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:

PanCzyta
Dizajnuch
Bookmoment
Rudaczyta