czwartek, 26 listopada 2015

"Cuda Jana Pawła II" Paweł Zuchniewicz (94/2015)

Ależ ta książka jest pozytywna, pełna nadziei, dobrej energii! Takie właśnie są cuda – dające nadzieję.
Trudno w jakikolwiek sposób zopiniować tę książkę. Cuda papieża mam recenzować? No raczej nie poczuwam się do czegoś takiego :)

Oczywiście, jeśli ktoś w takie rzeczy nie wierzy, to ta książka zamiast pełna energii wyda mu się pełna bzdur – nie wątpię, że i tacy się znajdą. Czy ja wierzę? Tak… Nie wiem… Tak. Chciałabym powiedzieć, że tak, zdecydowanie tak, ale mam przecież wątpliwości. Większość przedstawionych sytuacji jest niesamowita, o wielu cudach, uzdrowieniach nie słyszałam, momentami wręcz przechodziły mnie ciarki, kiedy o nich czytałam. Ta książka tak jakoś wpływa na czytelnika (a przynajmniej na mnie), że chce się być lepszym, bardziej się starać. Ciekawe na jak długo to w człowieku zostaje…

Polecam. Jeśli tylko ktoś nie jest uczulony na słowo „kościół” to jest nadzieja, że i jemu udzieli się magia tej książki!

Przeczytane: 26.11.2015
Moja ocena: 8/10

czwartek, 12 listopada 2015

"Dziewczyna z pomarańczami" Jostein Gaarder (83/2015)

Nie tego się spodziewałam. Zupełnie nie byłam przygotowana na literaturę młodzieżową. I choć lubię książki dla młodzieży, to patrzę na nie inaczej, niż patrzyłabym 15 lat temu. Oczywistym jest, że jestem bardziej krytyczna, szybciej wyłapuję niedorzeczne naiwności, nierealne sytuacje. I obecnie chyba tylko „Jeżycjadzie” mogę wybaczyć naginanie rzeczywistości i udawanie, że idealne rozwiązania istnieją.

Kilkunastoletni Georg otrzymuje list napisany przed laty przez jego ojca, niedługo przed śmiercią. Gdy ojciec zmarł, Georg miał cztery lata. Teraz, po latach czytając list ojca niejako otrzymuje od niego lekcję – o życiu, przemijaniu, miłości, wyborach, jakie każdy z nas musi podejmować. Nieco to tkliwe, moralizatorskie. I pewnie dla czternasto- czy piętnastolatka takie coś będzie brzmiało inaczej, niż brzmi dla mnie, kiedy to mam dwa razy więcej lat i sporo już rzeczy, które w życiu człowieka może się zdarzyć, nie jest dla mnie tylko teorią, ale już doświadczeniem.
Żałuję, ze nie przeczytałam tego 15 lat temu. Teraz mnie to jedynie znudziło i momentami irytowało ckliwością. Jak macie mniej niż 17 lat to polecam, w wieku powyżej – czytacie na własną odpowiedzialność :)

Przeczytane: 12.11.2015
Moja ocena: 5/10 

środa, 11 listopada 2015

"Kamieniarz" Camilla Läckberg (81/2015)

Saga o Fjällbace; tom 3

Trzecia część cyklu o Fjällbace, z głównymi bohaterami znanymi nam wcześniej z dwóch poprzednich powieści. W mojej skromnej ocenie jest to najlepsza z dotychczasowych książek z tego cyklu. Część obyczajowa nadal jest fajna, utrzymana na dobrym poziomie, a do tego wreszcie podoba mi się wątek kryminalny.

Tło obyczajowe jest sympatyczne, mili bohaterowie. Nie jest to wszystko ckliwe, naiwne, przesłodzone, Erica i Patrick mają swoje problemy, dopada ich szara rzeczywistość dnia codziennego. To czyni ich bardzo ludzkimi, mogliby być sąsiadami każdego z nas. Z drugiej strony, nie sięgają ich wszystkie nieszczęścia tego świata, nie musimy się nad nimi użalać. I to również ogromny plus, że autorka nie przesadziła w żadną stronę – ani ich nie idealizowała, ani nie uczyniła z nich największych nieszczęśników naszego globu. Część obyczajowa jest istotną częścią powieści, dużo wiemy o Erice, Patricku i pozostałych, ale jest to zgrabnie wplecione w fabułę, nie przytłacza jej, nie wychodzi na pierwszy plan.

Wątek kryminalny, jak dla mnie – naprawdę ciekawy, wciągający, dobrze poprowadzony. Sama historia (mamy tu do czynienia z zabójstwem dziecka) bardzo poruszająca, bo cóż jest bardziej dramatycznego niż zamordowanie niewinnego dziecka. Interesujące były też „powroty do przeszłości”, czyli wplecenie w fabułę rozdziałów z akcją dziejącą się kilkadziesiąt lat wstecz. Choć takie rozwiązania spotkałam już w książkach wcześniej, to tu jest zrobione to naprawę rewelacyjnie – dość długo te retrospekcje nie mówiły mi nic, nie nawiązywały do obecnych wydarzeń, nie rozumiałam po co są, choć oczywiście wiedziałam, że autorka ma jakiś cel stosując taki zabieg. Naprawdę, udało się to autorce.

Śledztwo prowadzone jest w „zwyczajny” sposób. Policja kluczy, krąży, ma różne podejrzenia. Na całe szczęście, póki co, pani Lackberg wystrzega się genialnych śledczych, wpadających na rozwiązania najbardziej zakręconych zagadek ot tak, ‘na czuja’, bez żadnych wskazówek lub co więcej – przeciw dowodom i tropom. Fajnie wiedzieć, że Skandynawia ma też takich ludzkich detektywów, którzy muszą śledztwo prowadzić, a nie  tylko je genialnie wpadać na rozwiązania, ni stąd, ni zowąd.

No a zakończenie… to akurat nieczęsto spotykam w powieściach, nawet tych będących częściami cyklu – takie, że naprawdę musiałam się powstrzymywać, żeby od razu nie zacząć kolejnego tomu! Cliffhanger, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze seriale! Teraz już troszkę to zakończenie przetrawiłam, ale na pewno nie będę długo czekała z lekturą kolejnej części.

Przeczytane: 11.11.2015
Moja ocena: 8/10 

niedziela, 8 listopada 2015

"Kobiety" Charles Bukowski (80/2015)

Serio? 300 stron opisów zbliżeń głównego bohatera z kobietami? I o to tyle szumu z wielkim pisarzem Bukowskim? Naprawdę, jestem bardzo rozczarowana. Spodziewałam się kontrowersji, ale chyba bardziej wyszukanej niż sceny seksu w 75% objętości książki.

W negatywnych opiniach o tej książce czytałam, że „takie rzeczy się nie zdarzają”. Otóż zdarzają się, tego akurat jestem pewna, ale czy od razy wszystko należy opisywać? Gdyby Bukowski jeszcze żył, to czekałabym, aż uraczy nas powieścią opowiadającą z dogłębnymi detalami, na czterystu stronach, o swych wizytach w toalecie lub skutkach grypy żołądkowej. No, chyba, że i taką powieść popełnił, tylko jeszcze do niej nie dotarłam. Nie zdziwiłabym się.

To nie tak, że jestem tą książką oburzona czy zbulwersowana. Jestem znudzona, to przede wszystkim. Wódka, wino, kobiety, znów wódka, znów kobiety, byle jak, byle gdzie, a w międzyczasie główny bohater, pisarz-poeta, niewątpliwie alter ego samego Bukowskiego, ma przebłyski weny twórczej i wówczas pisze. I tak przez czterysta stron…
Naprawdę, mogę czytać o obrzydliwościach, o naturystycznych wręcz czynnościach będących częścią żywota ludzkiego, o rzyganiu po libacji alkoholowej, o przygodach łóżkowych. Ale jeśli autor pisze TYLKO o tym, to jest z nim chyba coś nie tak, a i ze mną pewnie też, skoro jednak nie trzepnęłam książki w kąt po pierwszych kilkudziesięciu stronach.

Język powieści jest prosty. Autor nie sili się na wyszukane metafory, górnolotne wyrażenia, ale też takie zwroty nie pasowałby ani do klimatu powieści, ani do głównego bohatera.

Tytułowe kobiety to zmyłka… Tu kobieta sprowadzona jest do nóg i jej pupy (ładnie mówiąc), a w moim rozumieniu to nie kobieta w całym tego słowa rozumieniu (odkrywcze ;) )

Filozoficzne przemyślenia? Owszem, w ilości szczątkowej ale są, sądzę jednak, że mają one służyć usprawiedliwieniu autodestrukcji bohatera (autora?), a nie przedstawić „głębię” samą w sobie. Zresztą, tych przemyśleń ukrytych pod pijackim bełkotem nie jest tu wiele. Albo ja ich nie dostrzegam…

Mnie „Kobiety” przytłoczyły, znużyły, znudziły. Nie potrafię niestety znaleźć zbyt wielu pozytywów, żeby zachęcić Was do lektury. Ale przeczytajcie, warto samemu wyrobić sobie opinię.

Przeczytane: 6.11.2015
Moja ocena: 4/11

piątek, 6 listopada 2015

"Wielbiciel" Charlotte Link (79/2015)

I znów, jak to w przypadku Charlotte Link, „Wielbiciel” to w mojej ocenie bardziej powieść obyczajowa niż kryminał. Naprawdę, to, że w powieści pojawia się jakiś dramatyczny wątek (bo nawet nie kryminalny), nie czyni jeszcze z książki kryminału. A już nazywanie „Wielbiciela” thrillerem uważam za wielkie nieporozumienie albo nieznajomość znaczenia słowa „thriller”.

Książka jest wciągająca, szybko się czyta. I to jest na plus w większości powieści pani Link. Wartkości akcji nie można jej odmówić. Fabuła jednak jest tu nieco naciągana. Do tego naiwna i infantylna… Pierwsza połowa powieści nie była jeszcze taka zła (poza niezrozumiałym odejściem od Leony jej męża), ale druga połowa to już przesyt naiwności.

Powieść jest przewidywalna i nie chodzi nawet o „tego złego”, którego domyślić się można łatwo i szybko, ale i o przebieg wydarzeń, łącznie z zakończeniem. Niczym po nitce do kłębka dochodzimy do zakończenia powieści, odhaczając po drodze wszystkie zwroty akcji, które również w większości można przewidzieć.

Absolutnie nie należy tej książki nikomu polecać jako kryminał lub thriller. Ten ktoś może być nieco rozczarowany, że w zamian dostał opowieść o perypetiach małżeństwa z dwunastoletnim stażem, o ich rozterkach i przemyśleniach o związkach damsko – męskich. A że czasem zdarzają się dramatyczne momenty – no cóż, samo życie :) Oczywiście, trochę przesadzam, bo nie co dzień trafia się na psychopatę, który w jakiś niezrozumiały dla mnie sposób wabi kobiety, ale ten wątek również uważam za mocno naciągany.

Wiele razy podczas lektury zastanawiałam się jak poszczególni bohaterowie mogli się tak głupio zachowywać, reagować bezsensownie na niektóre sytuacje. I zastanawiało mnie, dlaczego coś dzieje się akurat w danym momencie, a nie sekundę wcześniej lub później, kiedy to akcja wyglądałaby zupełnie inaczej. No cóż, odpowiedź jest prosta – bez tych zbiegów okoliczności i nielogicznych zachowań bohaterów, powieści tej by nie było, bo akcja nie miałaby się o co oprzeć.

Niby tyle niepochlebnego o tej powieści napisałam, ale oceniam ją na 6/10. Co prawda to 6 ze sporym minusem, ale plusem niech będzie to, że książkę pochłania się szybko i choć jest przewidywalna, to chce się brnąć w nią dalej. 

Przeczytane: 2.11.2015
Moja ocena: 6/10