poniedziałek, 29 maja 2017

"Chłopcy" Andrzej Saramonowicz (22/2017)

Ugh. Straszne to było.
Już od początku miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Żałuję, że jednak tego nie zrobiłam i zmęczyłam ją do końca. Wolę po stokroć czytać panią Link z jej durnymi kobiecymi postaciami niż coś tego typu (z mega durnymi męskimi postaciami).

Książka niesamowicie wulgarna, z przekleństwami co kilka słów. Pasuje to do pustego, nijakiego życia głównego bohatera, Jakuba, którego celem życia jest zaliczanie kolejnych panienek (słowo „zaliczenie” jest nad wyraz kulturalne, w porównaniu ze słownictwem z książki) . A panienki te same mu się do łóżka pchają. Język pasuje do życia bohatera, ale niestety, mi nie odpowiada wcale.

Nie wiem, o czym ta książka miała być. Mamy głównego bohatera, Jakuba, lekarza. Jakub jest rozwiedziony, ma jedenastoletniego syna, Mateusza. W powieści są też przyjaciele ojca i syna. Jakub i jego kumple zachowują się jak rozpuszczone bachory, dziecinnie i głupio, Mateusz i jego kumple  zachowują się jak niemądrzy dorośli. Wszyscy równo klną jak szewcy. Nie wiem, czemu mają służyć przekleństwa jedenastolatka. Nie tylko mężczyźni są tu durni. Kobiety również – nie ma w książce chyba bohaterki płci żeńskiej, która nie uległa Kubie. Każda jedna, hyc i już jest w jego łóżku.

A zakończenie… Mój Boże! Porażka w czystej postaci. Kompletnie nie pasujące do wszystkiego co było wcześniej – nagle wulgarny czterdziestolatek odkrywa, że miłości uczyć się może od syna. Serio? Ckliwe mądrości po blisko trzystu stronach? Absolutnie tego nie kupuję, resztki jakiejkolwiek nadziei dla tej książki zostały pogrzebane wraz z zakończeniem.

Pominę już nieudane zabiegi stylistyczne (dla przykładu – momentami brak interpunkcji, pomysł z jednozdaniowymi wypowiedziami czy myślami bohaterów ciągnącymi się czasem przez dwie strony).
Mogłabym znaleźć jeszcze wiele argumentów przeciwko tej książce, ale najzwyczajniej szkoda mi czasu i tej książce nie zamierzam poświęcić już więcej czasu. Żałuję straconych kilku dni na tę książkę.

Przeczytane:23.03.2017
Moja ocena: 3/10

piątek, 26 maja 2017

"Immunitet" Remigiusz Mróz (21/2017)

Cóż poradzę, że Chyłkę i serię z nią lubię! Znam wszystkie argumenty przeciw, ale wcale mnie one nie ruszają. Ta książka to ten typ lektury, od której nie oczekuję ‘duchowego ubogacenia’, a jedynie kilku chwil rozrywki. I tu książki z Chyłką i Zordonem sprawdzają mi się świetnie.

Tom czwarty podobał mi się bardziej niż wcześniejsza „Rewizja”. Chyłka powróciła na lepsze tory, wciąż nieprzewidywalna, ale nieco się ogarnęła w byciu bardzo niefajną i choć nadal zmaga się z demonami (przeszłości? własnej osoby?), to znów ją zaczynam lubić. „Kasacją” jednak to to nie jest. Cóż, nie musi.

Prawnicy i sędziowie może znów dopatrzą się w fabule nieścisłości i niezgodności z polskimi przepisami, ale jako laik ich nie dostrzegam. To po pierwsze. Po drugie, fikcja literacka rządzi się swoimi prawami, więc szukać dziury w całym nie mam zamiaru.

Dzieje się dużo. Wątki polityczne, walki psów, mroczne tajemnice rodzinne. No i motyw jakże aktualny w dzisiejszej polskiej rzeczywistości – Trybunał Konstytucyjny. Akcja gna do przodu, rozwiązaniu nie pomagają zatajane fakty.

W tej części dowiadujemy się też więcej o samej Chyłce, o jej przeszłości, rodzinie. I to na Chyłce książka się kończy – w przypadku innego cyklu napisałabym, że autor zostawił nas w niepewności, ale nie w przypadku Mroza. Pomiędzy ukazaniem się „Immunitetu” i kolejnym tomem minęło nieco ponad pół roku. Najwięksi więc fani, którzy Chyłkę łykają tuż po ukazaniu się powieści czekali więc tylko kilka miesięcy. Ja, jako że czytam nowości z małym opóźnieniem, to czekać nie muszę wcale i już, już zaraz mogę sięgać po tom piąty. Tymczasem Was zachęcam do „Immunitetu”, tomu czwartego.

Przeczytane: 20.03.2017
Moja ocena: 7/10

piątek, 12 maja 2017

5na1 "Dom na skraju nocy" Catherine Banner (28/2017)



Sagi rodzinnej w projekcie 5na1 jeszcze nie było. Zmienimy to właśnie teraz i wiecie co? Źle nie było!

Kurczę no, podobało mi się! Dawno już nie czytałam takiej powieści – sagi ukazującej losy kilku pokoleń jednej rodziny. I choć podchodziłam do tej książki jak pies do jeża, to bardzo szybko, od pierwszych stron, wsiąknęłam w tę opowieść i wracałam do niej w każdej wolnej chwili. 

Miłości, tajemnice, waśnie i piękne zgody.
Wszystko dzieje się na urokliwej włoskiej wyspie, Castellamare. Tu przybywa Amadeo Esposito z nadziejami na karierę lekarza. Tu się zakochuje, zakłada rodzinę, zostaje ojcem, dziadkiem. Włoski klimat delikatnie sączy się ze stron powieści; jest wyczuwalny w bohaterach, w ich zachowaniu, w ich słowach.

Wielką zaletą powieści są właśnie świetnie dopracowane postacie, z odmiennymi charakterami, wyraziste. Tak, dopracowane to dobre słowo tutaj. Każdy bohater jest spójny, jest sobą od początku do końca.

Historia obejmuje losy czterech pokoleń rodziny Esposito i tło historyczne jest w tę opowieść pięknie wplecione. Jest i wojna, która będzie miała znaczący wpływ na losy rodziny; jest i recesja, która odbije się echem na całej wyspie. To wszystko podane nam zostaje w uroczej scenerii. Za to również należą się autorce wielkie brawa – realizm malowanych przez nią miejsc pozwolił mi całkowicie być na wyspie wraz z bohaterami. Nie miałam najmniejszego problemu by wyspa, Dom na Skraju Nocy, św. Agata istniały w mej wyobraźni wyraźnie, jakbym te miejsca naprawdę odwiedziła.

Czy to jest dobra saga rodzinna? Nie wiem, bo żadnej innej nie czytałam. Wiem za to, że „Dom na skraju nocy” wciągnął mnie bardzo. To piękna, delikatna powieść.

Przeczytane: 7.04.2017
Moja ocena: 8/10

Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:

wtorek, 9 maja 2017

"Amatorki" Elfride Jelinek (19/2017)

Sama nie wiem.
To moja pierwsza książka autorki, więc chyba z oceną jej kunsztu wstrzymam się jeszcze.
Względem „Amatorek”, w zależności od dnia, mam skrajnie różne odczucia…

Z jednej strony ten Nobel, który każe mi dostrzec w powieści coś więcej. Z drugiej jednak, banalna opowieść o dwóch kobietach w różny sposób zmierzających do jednego celu – jak zdobyć męża.

Język momentami niecenzuralny, ale pasowało to jak kwiatek do kożucha.

Bohaterek nie polubiłam, ale one nie są tu do lubienia. Ja się nie łudzę, że dziś każda kobieta jest silna, niezależna i że społeczeństwo bez problemu akceptuje takie kobiety, ale ta warunkująca życie ślepa wewnętrzna konieczność posiadania męża nigdy do mnie nie przemówi.

Jako powieści, która niby miałaby się do Nobla przyczynić, absolutnie tego nie kupuję. Mam jednak nadzieję, że kolejne moje spotkanie z panią Jelinek będzie bardziej ”jakieś” i pokaże mi, za co ten Nobel.

Aha, podobno miałam w tej książce znaleźć depresję. Nie znalazłam.

Przeczytane: 14.03.2017
Moja opinia: 6/10