piątek, 26 maja 2017

"Immunitet" Remigiusz Mróz (21/2017)

Cóż poradzę, że Chyłkę i serię z nią lubię! Znam wszystkie argumenty przeciw, ale wcale mnie one nie ruszają. Ta książka to ten typ lektury, od której nie oczekuję ‘duchowego ubogacenia’, a jedynie kilku chwil rozrywki. I tu książki z Chyłką i Zordonem sprawdzają mi się świetnie.

Tom czwarty podobał mi się bardziej niż wcześniejsza „Rewizja”. Chyłka powróciła na lepsze tory, wciąż nieprzewidywalna, ale nieco się ogarnęła w byciu bardzo niefajną i choć nadal zmaga się z demonami (przeszłości? własnej osoby?), to znów ją zaczynam lubić. „Kasacją” jednak to to nie jest. Cóż, nie musi.

Prawnicy i sędziowie może znów dopatrzą się w fabule nieścisłości i niezgodności z polskimi przepisami, ale jako laik ich nie dostrzegam. To po pierwsze. Po drugie, fikcja literacka rządzi się swoimi prawami, więc szukać dziury w całym nie mam zamiaru.

Dzieje się dużo. Wątki polityczne, walki psów, mroczne tajemnice rodzinne. No i motyw jakże aktualny w dzisiejszej polskiej rzeczywistości – Trybunał Konstytucyjny. Akcja gna do przodu, rozwiązaniu nie pomagają zatajane fakty.

W tej części dowiadujemy się też więcej o samej Chyłce, o jej przeszłości, rodzinie. I to na Chyłce książka się kończy – w przypadku innego cyklu napisałabym, że autor zostawił nas w niepewności, ale nie w przypadku Mroza. Pomiędzy ukazaniem się „Immunitetu” i kolejnym tomem minęło nieco ponad pół roku. Najwięksi więc fani, którzy Chyłkę łykają tuż po ukazaniu się powieści czekali więc tylko kilka miesięcy. Ja, jako że czytam nowości z małym opóźnieniem, to czekać nie muszę wcale i już, już zaraz mogę sięgać po tom piąty. Tymczasem Was zachęcam do „Immunitetu”, tomu czwartego.

Przeczytane: 20.03.2017
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz