Cóż poradzę, że Chyłkę i
serię z nią lubię! Znam wszystkie argumenty przeciw, ale wcale mnie one nie
ruszają. Ta książka to ten typ lektury, od której nie oczekuję ‘duchowego
ubogacenia’, a jedynie kilku chwil rozrywki. I tu książki z Chyłką i Zordonem
sprawdzają mi się świetnie.
Tom czwarty podobał mi się
bardziej niż wcześniejsza „Rewizja”. Chyłka powróciła na lepsze tory, wciąż nieprzewidywalna, ale nieco się ogarnęła w byciu bardzo niefajną i choć nadal
zmaga się z demonami (przeszłości? własnej osoby?), to znów ją zaczynam lubić.
„Kasacją” jednak to to nie jest. Cóż, nie musi.
Prawnicy i sędziowie może
znów dopatrzą się w fabule nieścisłości i niezgodności z polskimi przepisami,
ale jako laik ich nie dostrzegam. To po pierwsze. Po drugie, fikcja literacka
rządzi się swoimi prawami, więc szukać dziury w całym nie mam zamiaru.
Dzieje się dużo. Wątki
polityczne, walki psów, mroczne tajemnice rodzinne. No i motyw jakże aktualny w
dzisiejszej polskiej rzeczywistości – Trybunał Konstytucyjny. Akcja gna do
przodu, rozwiązaniu nie pomagają zatajane fakty.
W tej części dowiadujemy
się też więcej o samej Chyłce, o jej przeszłości, rodzinie. I to na Chyłce
książka się kończy – w przypadku innego cyklu napisałabym, że autor zostawił
nas w niepewności, ale nie w przypadku Mroza. Pomiędzy ukazaniem się
„Immunitetu” i kolejnym tomem minęło nieco ponad pół roku. Najwięksi więc fani,
którzy Chyłkę łykają tuż po ukazaniu się powieści czekali więc tylko kilka
miesięcy. Ja, jako że czytam nowości z małym opóźnieniem, to czekać nie muszę wcale
i już, już zaraz mogę sięgać po tom piąty. Tymczasem Was zachęcam do
„Immunitetu”, tomu czwartego.
Przeczytane: 20.03.2017
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz