poniedziałek, 23 stycznia 2017

"Tytus, Romek i A’Tomek. Księga X" Papcio Chmiel (4/2017)

No, po nudach w poprzednich księgach wreszcie coś fajniejszego. Bywało wesoło, roześmiałam się nieraz, co od jakiegoś czasu w „Tytusie” się nie zdarzało.

Tym razem Papcio Chmiel funduje czytelnikowi historię ewolucji człowieka w przyspieszonym tempie i wprowadza w istotny temat jakim jest ekologia i ochrona przyrody. Czyli i zabawnie, i pożytecznie.

Jest lekko, jest zabawnie, kilka żartów słownych naprawdę przednich. Poza typowym absurdem, tu naprawdę żarty są inteligentne, udane, ale też mają drugie dno i niosą przesłanie. Temat ekologii jest jednym z poważniejszych, z jakim chłopakom przyszło się zmierzyć. Dlatego też może Papcio Chmiel uniknął wplatania poprawności politycznej w treść komiksu.

A’Tomek: Teraz kwiat trzeba zapylić, a tu owadów ani śladu. Tytus, zastąpisz pszczółkę.
Tytus: Mieliście mnie uczłowieczać, a nie uowadziać.

Przeczytane: 13.01.2017
Moja ocena: 7/10






wtorek, 17 stycznia 2017

"Witaj na świecie, maleńka" Fannie Flagg (3/2017)

Ciepła, zabawna, choć nie zawsze o wesołych rzeczach, nieco wyidealizowana powieść. Nie mogłam się w nią początkowo wkręcić, ale im dalej tym było lepiej.

Rajem na ziemi jest Elmwood Springs, a ‘tym złym’ okazuje się być wielki, głośny i bezwzględny świat mediów. Dwa bieguny codziennego życia w Ameryce lat 70. XX wieku. 

Główna bohaterka to Dena, trzydziestoparoletnia, utalentowana  dziennikarka, w której życie wplecione są zarówno wzloty – głównie te zawodowe, jak i upadki – tu bardziej te prywatne. Z pozoru szczęśliwa, spełniona, rankami często budzi się nie pamiętając wieczoru i nocy. Czyli takie celebryckie życie, tylko kilkadziesiąt lat wstecz. Pod pewnymi względami niewiele się zmieniło na przestrzeni lat. 

No cóż, taki to gatunek i takie przeznaczenie tej książki, że musi być happy end. Miało być ciepło, szczęśliwie, nieco nostalgicznie. I tak było. Choć takie słodkie czytadełka to nie mój ulubiony rodzaj powieści, to od czasu do czasu zimową porą można takie coś poczytać. A dodatkowym plusem jest to, że choć było słodko, to nie za słodko – był też smutek, nostalgia, nieco refleksji. Na minus – objętość książki. Choć czyta się szybko, to blisko 500 stron to odrobina za dużo w tym przypadku.

Przeczytane: 7.01.2017
Moja ocena: 7/10

poniedziałek, 9 stycznia 2017

"Izrael już nie frunie" Paweł Smoleński (1/2017)

Na początku powinnam chyba uprzedzić, że reportaże Pawła Smoleńskiego bardzo cenię, a Izrael uwielbiam i chłonę wszystko o tematyce z nim związanej. Czyli jak można wywnioskować, i tu będzie na plus.

Z każdą kolejną książką Smoleńskiego dostrzegam coraz bardziej, że on nie tylko niesamowicie dużo widzi i słyszy, ale też to, że on reportaże pisze tak, że ‘wyglądają’ one jak literatura piękna; coś jak powieść z elementami poezji.

Nie jestem pewna, co autor chciał tymi reportażami o Izraelu powiedzieć, ale wiem, że opowiedział wiele. Właściwie, to bohaterowi opowiedzieli. „Izrael już nie frunie” to zbiór reportaży i każdy reportaż to inny człowiek, inna historia. Zwykły człowiek i jego codziennie największe bolączki, czasem poglądy, spostrzeżenia. Te reportaże to nie Izrael, o jakim usłyszymy w wiadomościach, o jakim przeczytamy w gazetach. To historie, jakie usłyszymy w knajpce, podsłuchamy na straganie. W oczach wielu bohaterów tej książki, Izrael rzeczywiście już nie frunie.

Marzy mi się, żeby w moją kolejną podróż do Izraela zamiast przewodnika zabrać taki właśnie zbiór reportaży i to nimi spróbować się kierować. Żeby zobaczyć taki Izrael, jak Smoleński przedstawił. Izrael zwykłych ludzi.

Choć pierwsze wydanie książki to rok 2006, to zagadnienia podejmowane w reportażach i to, co się o nich mówi sprawia, że w 2017 roku nadal wszystko co wyczytamy w „Izraelu…” jest bardzo aktualne. I choć Smoleński i jego bohaterowie poruszają wiele interesujących tematów, o których warto by napisać więcej, to największe wrażenie wywierają na mnie te momenty, w których pojawia się islam. Dlaczego? Dlatego, że nie chcę postrzegać islamu jako największej gangreny XXI wieku, a po słowach Smoleńskiego (czy też raczej jego bohaterów) zaczynam sądzić, że może jednak powinnam…
Ja wcale nie uważam, że islam to zło samo w sobie. Wierzę, że na świecie jest całe mnóstwo przyzwoitych muzułmanów, nie godzących się na to, co na świecie wyprawiają ich bracia w wierze. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że Ci szaleńcy to dziś ogromne, jak nie największe zagrożenie dla Europy. Czytając to, co u Smoleńskiego wyczytałam – zwyczajnie się boję i przeraża mnie wizja najbliższych lat.

I teraz będą dwa fragmenty, z czego drugi baaardzo dłuuugi, które bardzo dobitnie mi przypomniały, że jeśli coś było problemem na skalę światową w 2005 roku, to bez stanowczego sprzeciwu i akcji, będzie też problemem w 2017 (jeśli ktoś cierpliwości nie ma, to lekturę mojego wywodu, może zakończyć właśnie tu.)

„Gdyż – profesor Lindenbaum jest pewien – walka islamu z Zachodem nie wynika z dyskryminacji, jakiej doświadczają Algierczycy we Francji, a Turcy w Niemczech. Nie jest to nawet funkcja antyamerykańskich fobii. To starcie wpisane w wersety Koranu: świat winien należeć do wyznawców Allaha, każdy inny rozwój wypadków jest błędem historii. Dziś wojna toczy się w Izraelu, jutro przeniesie się nad kanał La Manche lub w norweskie fiordy. Koran uczy swoich wojowników: jesteście zmęczeni, odpocznijcie krzynkę. Kiedy odpoczniecie, zaatakujcie znowu”.

Sic! Dziś, w 2017 wiemy, że to już się wydarzyło i dzieje się nadal. Wspomniana Francji i Norwegia już były. Kolej na pozostałe zakątki Europy…

„– Al-Kaida, mój panie, to nie wymysł ostatnich lat – objaśnia. – Al-Kaida poczęła się na olimpiadzie w Monachium, gdy palestyńskie komando zaatakowało izraelskich sportowców. To, przy okazji, była wiadomość dla was. Już tu jesteśmy – mówili terroryści – i nigdy dobrowolnie stąd nie odejdziemy. Ale wy wiedzieliście swoje.”

I dalej:

„Przeraził mnie Said, bo opowiadał spokojnym, beznamiętnym głosem (…) Ale musiałem zapytać: – Skoro, Saidzie, nie wierzysz w pokój z Izraelem, powiedz, w co wierzysz?
Podrapał się po zarośniętym policzku, pomyślał chwilę.
– Powiem ci na początku, w co nie wierzę. Nie wierzę w pokój między nami i wami, w zgodę i dobre współżycie między Wschodem i Zachodem (…) Nie wierzę w pokój, bo zawsze przychodziliście do nas jak zdobywcy, jak ludzie, którzy wiedzą lepiej, mają więcej, chcą innym urządzać życie, poprawiać, przymuszać do swoich porządków.
A przecież, zastanów się choć sekundę, to wy jesteście od nas zależni. Potrzebujecie arabskiej ropy. Bez ropy wasza cywilizacja przestanie istnieć, zatrzymają się samochody, stanie przemysł, zgasną światła w waszych miastach. Słowem – bez nas, Arabów, jesteście nikim. Choć nami pogardzacie.
Przyjdzie czas, gdy wreszcie to zrozumiecie. A raczej, kiedy my przemówimy wam do rozsądku. Już dziś boicie się naszej desperacji; garstka męczenników potrafi ugodzić was tak dotkliwie, jak w Nowym Jorku albo w Londynie. Nie umiecie walczyć, nie macie żadnych wartości. Macie pieniądze, to cała wasza potęga i horyzont myślenia.
Ale nie wierzę w narody arabskie, ani nawet w jeden naród arabski. Nacjonalizm to wasz, europejski wymysł. (…)
Nie wierzę też w demokrację, choć muszę przyznać, że dla Zachodu to dobre rozwiązanie. (…)
Jedno, w co wierzę, to islam. Choć wyznam ci, że sam nie jestem dobrym muzułmaninem, nie modlę się zbyt często, nie lubię dawać jałmużny, czasami sięgam po alkohol. Ale widzę każdego dnia, że tylko islam się w naszym życiu sprawdza, tylko islam pomaga nam przetrwać, daje nadzieję i siłę.
Spójrz na mapę świata, a zobaczysz, jak wielkie są dziś wpływy islamu. Moi bracia w Allahu mieszkają na Dalekim Wschodzie: w Indonezji, w Malezji, w Bangladeszu, w Pakistanie. Mieszkają w Kazachstanie, w Kirgistanie, w Uzbekistanie. Islam panuje na znacznej części terytorium Chin. W Iranie, w Afganistanie, a nawet w świeckiej Turcji. Popatrz na Zachód – tam sięgamy Atlantyku. Jesteśmy w Afryce i nawet w waszej Europie. Jesteśmy wszędzie. I każdego dnia jest nas więcej i więcej; tylko islam zdobywa tak wielu nowych wyznawców.
(…)
Ufam, że jeszcze raz zbudujemy kalifat. I mało mnie obchodzi, czy jego stolicą będzie Kair czy Bagdad, Kuala Lumpur czy Kabul, a może Karaczi. Bo to, skąd będziemy rządzić, nie ma żadnego znaczenia, jeśli będziemy jednością. Mówisz, że próbkę państwa islamskiego dali talibowie w Afganistanie. Boisz się ich, ale ja nie mam w sobie twojego strachu. Talibowie byli i odeszli. Islam pozostał.

A że będziemy rządzić, to pewne. Dodaj do siły wszystkich muzułmanów świata potęgę zawartą w arabskiej ropie. Dodaj odwagę palestyńskich szahidów. Nie zapomnij o męczennikach, którzy każdego dnia giną w Iraku. Będzie ich więcej i więcej, a wasze rany staną się coraz rozleglejsze. Aż w końcu muzułmanie odzyskają należne im miejsce.”

Przeczytane: 1.01.2017
Moja ocena: 7/10

czwartek, 5 stycznia 2017

5na1 "Szepty" Dean Koontz (2/2017)

Silna grupa 5na1 wita w 2017 roku!

W miłej, świąteczno-zimowo scenerii czytaliśmy i recenzowaliśmy dla Was trochę thriller, trochę kryminał - "Szepty" Dean'a Koontz'a - taką lekturę na grudzień wybrał dla nas Jacek. Część z nas książką się zachwycała, inni marudzili. Kto z nas do której grupy należy? Przeczytajcie nasze recenzje i wszystko będzie jasne!

Piękna ona, piękny on. Ona przestraszona, on odważny. Oboje samotni. Po pięciu minutach nie mogą przestać o sobie myśleć. Po tygodniu – bez siebie żyć. Po dwóch – wiedzą, że to zdarzająca się raz z życiu prawdziwa, dozgonna miłość. Brzmi jak harlequin, prawda? Ano prawda. Tyle tylko, że to Dean Koontz i jego „Szepty”, czyli w zamyśle coś pomiędzy kryminałem, thrillerem i horrorem. Wyszło kiepsko, oj bardzo kiepsko.

Kilka słów o fabule – piękna, młoda, ale już z sukcesami na koncie scenarzystka, Hilary Thomas, zostaje napadnięta we własnym domu przez poznanego kilka tygodni wcześniej właściciela winiarni, Bruno Frye’a. Do akcji zostaje przydzielony detektyw Tony Clemenza i jego partner, Frank Howard. Frank od początku jest sceptyczny i odnosi się do Hilary tak, jak nigdy żaden policjant do obywatela odnosić się nie powinien. Natomiast pomiędzy Tonym i Hilary zawiązuje się nić sympatii, która po niedługim czasie przeradza się w miłość. Kiedy już wydaje się, że będzie tylko pięknie i ach, jak to w bajkach, Frye znowu atakuje. Tak oto najgorsze koszmary Hilary przybierają ludzką postać. 

To nawet mogło być niezłe, potencjał był spory. Mamy tu bowiem do czynienia z tak pokręconą historią, że byłam pewna, że musi się ona opierać na zjawiskach paranormalnych. Tymczasem wszystko ma swoje racjonalne wytłumaczenie, doskonale oparte na psychologii. I w tym tkwił potencjał. Zarówno Hilary, jak i Bruno, to postacie, na których kształtowanie psychiki wpływ miały wydarzenia z przeszłości. Myślę, że nie zdradzę zbyt wiele, jeśli powiem, że były to wydarzenia tragiczne. I owszem, mogę się czepiać, że jak dla mnie to cała historia jest nieco naciągana, szalona i aż nazbyt nieprawdopodobna, ale nie mogę zaprzeczyć, że był to dobry materiał na thriller psychologiczny. Coś jednak poszło nie tak…

Po pierwsze – to od czego zaczęłam. Kto już moje recenzje czytał to wie – nie trawię wplatania ckliwych romansów do kryminałów. No nie i już. Tu nie dość, że jest tego dużo za dużo, to jest to tak idealne, tak słodkie, że ostrzegam – może mdlić. Opisy scen łóżkowych – żenada… Autor chyba powinien poczytać kilka romansideł i podszkolić się w tym aspekcie, bo tu mu zdecydowanie nie poszło.

Po drugie – ja rozumiem, że w książce nie zawsze wszystko musi być logiczne, no ale naciągane idiotyzmy nie powinny aż tak rzucać nam się na twarz. Przykłady? Zacznijmy od Hilary, głównej bohaterki. Zostaje napadnięta. Po jej własnym domu goni ją szaleniec, wyzywając ją, wykrzykując brednie o swojej matce. Grozi jej i jest jasne, że chce ją ukatrupić. A ona co? Ledwo się broni a potem na ładne prośby pana zbója, puszcza go wolno, choć ma idealną okazję by ukrócić jego żywot lub przynajmniej go okaleczyć. Mało tego, zaraz po napadzie nasza Hilary tak sobie rozmyśla: „Na myśl o zatopieniu noża w ciele drugiego człowieka zastygała jej krew w żyłach; wiedziała jednak, że to zrobi, w przypadku zagrożenia jej życia”. No, no, tu mi się na myśl nasuwa nasza Wisława Szymborska i „tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono”… Bo po co Hilary tak się zarzeka, że użyje noża, jeśli dzień wcześniej tego nie zrobiła? 

W ogóle, Hilary została tu przedstawiona jako nie najmądrzejsza kobieta. Zachowuje się fatalnie – najpierw kocha, potem odrzuca, wścieka się na racjonalne pytania i ma pretensje, że inni nie wierzą w duchy. Kurczę, będąc na jej miejscu sama bym zwątpiła w to co widziałam, a nie jeszcze wściekała się na ludzi wokół. 

Kolejnym nienaturalnie idiotycznym przypadkiem jest bardzo naganne zachowanie detektywa Howarda. No nie, serio, takie rzeczy jak lekceważenie, kpienie i pomiatanie obywatelem to w nieskazitelnych Stanach się nie dzieją. 

Denerwowałam się podczas tej lektury. Bałam się, co też głupiego może jeszcze się przydarzyć, z jakiej szafy wyleci kolejny trup,  jaki nieprawdopodobny zbieg okoliczności się przytrafi. Podtrzymywaniu tego strachu pomagało rozwlekanie akcji. Nieistotne rzeczy czy postacie zostały opisane tak szczegółowo, żeby nie wnieść w akcję nic, a jedynie zirytować czytelnika. 

Wisienką na torcie jest zakończenie. Ponad 500 stron rozwlekania, a finałowa scena, ostatnia akcja dzieje się na może dwóch stronach, ni stąd, ni zowąd, ot tak. Jak wcześniej Hilary z Brunem ganiali się po domu, to każdy oddech, każde obrócenie noża w dłoni było opisane – łącznie, ze dwadzieścia stron. A jak przychodzi do finału, to raz dwa i po sprawie… Kolejny punkt na liście rozczarowań .

“Straszny harlequin”. To chyba najlepiej oddaje moje myśli po skończeniu książki.

Miałam duże nadzieje związane z tą książką, bo Koontza nie znam. Liczyłam więc, że znajdę kolejnego autora kryminałów, w którym będę się zaczytywać. Tymczasem teraz, po zakończonej lekturze, jakoś nie mam ochoty na sięganie po kolejną powieść tego autora. 

PS. To teraz się przyznam, że "Szepty" zaczęłam czytać w zgoła innej atmosferze niż zimowa - stąd zdjęcie z drzewkami niczym na rondzie de Gaulle’a.

Przeczytane: 2.01.2017
Moja ocena: 5/10

Język: 3
Emocje: 3
Pomysł: 4
Akcja: 3,5

Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:

wtorek, 3 stycznia 2017

Tytuły bez recenzji na blogu, czyli za dużo czytania, za mało pisania w 2016

W 2016 miałam zdecydowanie mniej czasu na czytanie, więc liczba przeczytanych książek też sporo mniejsza. Skończyło się na 75 (w 2015 było 104...) :) Ambitny plan dodawania opinii po każdej przeczytanej książce w tym roku pokonał mnie całkowicie - kończę czytać szybciej, niż zdążę zabrać się za pisanie :) Blog jednak żyje, choć ostatnio mało w nim odruchów życiowych - ale i to planuję w 2017 zmienić. Póki co, zbiorowa dodawanka tytułów, których nie zdążyłam zrecenzować:

32/52 "Śpiewaj ogrody" Paweł Huelle
Poprawnie, literacko bardzo dobrze, historia w teorii ciekawa, ale nie pochłonęło mnie tak, jak się tego spodziewałam



35/52 "Szepty i kłamstwa" Joy Fielding
Ja wiem, że po tego typu książkach nie ma co spodziewać się wybitnej literatury, ale to i tak było poniżej możliwości Joy Fielding

36/52 "Dolina umarłych" Tess Gerritsen
Ach, och, uwielbiam Tess! Kolejna bardzo dobra część serii o Rizzoli i Isles

37/52 "Bielszy odcień śmierci" Bernard Minier 
Nie wciągnęło mnie wcale. Znudziło wręcz momentami, a to słabo, jak na kryminał

38/52 "Moja wojna trzydziestoletnia" Magdalena Samozwaniec
Takie 6/10, dobre, szybkie.

39/52 "Między wariatami" Marcin Meller 
Uwielbiam Mellera! Bardzo na tak, choć jak ktoś czytał jego felietony, to może się coś powtórzyć (podobno, bo ja nie czytałam felietonów)

40/52 "Polskie morderczynie" Katarzyna Bonda 
Bardzo na tak. Historie przeróżne, smutne. Łatwo zostać morderczynią...

41/52 "Kurz, pot i łzy" Bear Grylls 
Autobiografia. Nie znałam kompletnie człowieka, ale porwało mnie to całkowicie! Niesamowity człowiek, dobrze napisane.

42/52 "Czarnobylska modlitwa" Swietłana Aleksijewicz
Druga z najlepszych w tym roku. Przerażająca, wciągająca.

43/52 "Piaskowa góra" Joanna Bator 
Mnie nie porwało...

44/52 "Zaginięcie" Remigiusz Mróz 
Moja Chyłka kochana, tu jeszcze w nie najgorszej formie.


46/52 "Wytępić całe to bydło" Sven Lindqvist 
Terror przełomu wieku XIX i XX, rasy niższe ustępujące miejsca i przestrzeni rasom wyższym - mogło być bardzo ciekawie, a było jakoś tak "sucho"

47/52 "Dziewczynka w czerwonym płaszczyku" Roma Ligocka 
7/10, niby dobrze, ale pamiętam, że jak w sierpniu kończyłam to czytać, to czegoś mi brakowało (dziś nie pamiętam już czego), a czegoś (tzn samej autorki) było mi trochę za dużo

48/52 "Czasem warto zabić" Peter Swanson 
Mistrzostwem bym tego nie nazwała...

49/52 "Droga 66" Dorota Warakomska
Przyjemny reportaż

50/52 "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" Stieg Larsson 
Wreszcie się za to wzięłam. Całkiem, całkiem, na pewno będę czytać cykl dalej

51/52 "Tytus, Romek i A'Tomek. Księga IX" Papcio Chmiel 
No tak jak kocham wszystkich tych chłopaków, to Tytus na Dzikim Zachodzie mi wcale nie podszedł

Trzecia najlepsza w tym roku. Opinia już tu była, ale że nadal się zachwycam, to daję raz jeszcze. No i to moja 52 książka w tym roku

53/2016 "Żniwa zła" Robert Galbraith
Nie, nie, nie. Nie podobało mi się wcale. Rozterki Robin mnie znudziły. "Wołanie kukułki" to wg mnie najlepszy tom cyklu.

54/2016 "Warto podążać za marzeniami. Moja podróż przez życie" Marek Kamiński 
Fajny człowiek z tego pana Kamińskiego. I fajnie o sobie opowiada

55/2016 "Tam już nie ma żadnej rzeki" Hanna Krall
Jak to u pani Krall - prosto, oszczędnie w słowach, ale poruszająco


57/2016 "Mariola, moje krople..." Małgorzata Gutowska-Adamczyk 
Trzy miesiące po lekturze już nie bardzo pamiętam o czym to było... Ale bardzo złe nie mogło być, bo oceniłam na 6/10 ;)

58/2016 "Niech ci się coś pięknego przyśni" Massimo Gramellini 
Troszkę bajkowa, 6/10

59/2016 "W ogrodzie bestii" Erik Larson 
Ciekawa literatura faktu - dochodzenie Hitlera do władzy widziane z perspektywy amerykańskiego ambasadora


61/2016 "Odprysk" Sebastian Fitzek 
Straszne (w sensie, że złe, a nie że ja taka bojaźliwa jestem). Mocno przekombinowane. 4/10

62/2016 "Byłem człowiekiem Arafata" Tass Saada 
Faktów nie sprawdzę, bo mało wiem o Arafacie i otoczeniu, ale czytało się to łatwo i wciągało. 7/10

63/2016 "Skazaniec. Na pohybel całemu światu" Krzysztof Spadło
Świetne. Wszystko się zgadzało, fajne czasy (początek XX wieku), więzienie, wszystko opisane zgrabnie, prawdziwie, z przywołaniem odpowiedniego klimatu. No i 'główny więzień' jest z mojego miasta, Kalisza, więc już go lubię (bo poza tym, to naprawdę fajny gość)

64/2016 "Radiota, czyli skąd się biorą Niedźwiedzie" Marek Niedźwiecki
Wysłuchane i to dodaje książce plusika - czyta sam autor i robi to oczywiście świetnie. Pod koniec irytowało mnie już odnoszenie się do Szadku (skąd autor pochodzi), definitywnie autorowi nie przeszedł kompleks pochodzenia z tego miasteczka

65/2016 "Przyjaciele po grób" Nele Neuhaus
A tak się "Śnieżką..." zachwycałam! Ten tom mnie nie porwał, raptem 5/10

66/2016 "Masa o kobietach polskiej mafii" Artur Górski, Jarosław Sokołowski 
Tu też 5/10, ale jest to dość naciągana ocena. Marne to bardzo. Tytuł powinien brzmieć "O dziwkach polskiej mafii" albo "Z kim sypia polska mafia". Nie chodziło tu o konkretne kobiety, tylko o fakt posiadania kolejnych dziewczyn i łatwość ich zdobywania. Nie wiem, czy mam ochotę na inne książki z serii

67/2016 "Stateczna i postrzelona" Monika Szwaja 
Kilka książek Szwai przeczytałam, ale to nadal mało. Jednak wszystko to, na co trafiam, jest niesamowicie naiwne i nierealne. Owszem, jest to ciepłe, miłe, momentami dowcipne, ale trudno uwierzyć, by takie coś mogło wydarzyć się naprawdę

68/2016 "Krew na śniegu" Jo Nesbø
Nadal czekam na moment aż powiem o Nesbo; "wow! ale mie się podobało!". Czekam nadal, gdyż to nadal nie to. Skończyło się, zanim się zaczęło. I znów te romanse i miłości w kryminale, ech... Nadal się więc z Nesbo nie lubimy, fanów przepraszam ;)

69/2016 "Meszuge" Isaac Bashevis Singer 
Emigranci (w dużej mierze z Polski) w Nowym Jorku, ich miłości, wspomnienia. To nie było złe, ale jak na Singera troszkę nijakie.

70/2016 "Plugawy spisek" Maxime Chattam 
Moja pierwsza tego autora.Było przyzwoicie, 7/10. Akcja we Francji (tego dawno u mnie nie było), z momentami w Wieliczce. morderstwa zaskakują, dawno już tak bardzo nie chciałam ożywić ukatrupionego tak dość na początku akcji bohatera

71/2016 "Wietnam" Martyna Wojciechowska 
Lubię tę serię Martyny, kupuję do przodu, ale czytam ją tylko będąc w danym kraju :) Tym razem byłam dokładnie w zatoce Ha Long, gdzie mieszka i żyje bohaterka Martyny, więc czytało się i zatokę 'zwiedzało' naprawdę super

72/2016 "Rewizja" Remigiusz Mróz 
Oj stoczyła mi się Chyłka, stoczyła. Nie podoba mi się to, w którą stronę to idzie. Naciągane coraz bardziej, aż nużące. Takiej Chyłki nie kocham

73/2016 "Osobliwy dom Pani Peregrine" Ransom Riggs 
To było nawet fajne, ale jak na książkę dla młodzieży to usunęłabym kilka tekstów z kolokwialnymi wyrażeniami seksulanymi... Aczkolwiek osobliwe dzieci mnie zauroczyły, zwłaszcza dziewczynka unosząca się w górę, jak nie ma ciężkich butów (zapomniałam jak jej na imię...)

74/2016 "Sekretne życie pszczół" Sue Monk Kidd 
Nie porwało mnie tak, jak wskazywałyby napisy 'bestseller' i dość wysoka średnia ocen na LC. Szybko poszło, ot takie czytadełko. Choć przyznaję, momentami zabawne

75/2016 "Spotkanie w Bagdadzie" Agatha Christie 
Ja lubię Christie. Tu jakoś wcale nie skupiałam się na samym wątku kryminalnym, a na bohaterach (bo całkiem sporo ich się porobiło) i na tle obyczajowym, które tu właściwie łączy się z przestępczością.

No i na tym kończę 2016 :) 29 książek mniej niż rok wcześniej.