wtorek, 19 stycznia 2016

"Wyjątkowo długa linia" Hanna Krall (3/2016)

Lubelska kamienica, niby losy kilkudziesięciu osób, ale tak naprawdę to losy całego Lublina, a może nawet całej Polski okresu wojennego.
Żydzi, katolicy, prawosławni; biedni i bogaci; znani i nieznani. Losy bohaterów przeplatają się, nie ma tu chronologii, historia nie idzie piętrami kamienicy.

Kamienica to niejako główna bohaterka tej książki, to ona jest częścią wspólną opowiedzianych historii. Ludzie odchodzą, przychodzą nowi, życie przemija, historie się toczą, a kamienica trwa, wciąż ta sama. Wędrując przez treść książki miałam wrażenie jakbym oglądała album fotograficzny, na kartach  którego uwiecznione jest to, co działo się w życiu mieszkańców kamienicy. Kolejne krótkie rozdziały reportażu przeskakują jak klatki kliszy. Parter, trzecie piętro, pierwsze. Franciszka Arnsztajnowa, jej rodzina, Józef Czechowicz. 

To właśnie historia Czechowicza poruszyła mnie najbardziej. Twórczość poety nie jest mi obca, ale zdałam sobie sprawę, że o losach jego samego wiedziałam niewiele. Tytuł książki Hanny Krall pochodzi właśnie ze słów Czechowicza, który żegnając się z Franciszką pokazuje na dłoni swoją linię życia: „Nic złego nie może mi się przytrafić (…) Wspaniała prawda? Wyjątkowo długa linia!”. Czechowicz kilka dni później wyjeżdża, dociera do Lublina. Hanna Krall w wyjątkowo oszczędny w słowa, a przy tym niesamowicie przejmujący sposób pisze o tym, jak poeta ginie:
„Poszedł się ogolić.
Zaczął się nalot.
Bomba spadła na zakład fryzjerski.
W zakładzie było kilku mężczyzn. Wszyscy ocaleli – poza jednym. Jego szczątki wydobyto spod gruzów.
W kieszeni znaleziono książkę, słownik polsko – niemiecki, z napisem własność Józefa Czechowicza.”

To właśnie to, co niezmiennie zadziwia mnie u Hanny Krall – to, jak w kilku linijkach, w kilku słowach umie ona opowiedzieć o umieraniu. To, jak w niesamowity sposób potrafi ona zmieścić tyle ludzkich historii i ogrom różnych emocji na nieco ponad stu stronach. Wiem, że wynika to z jej zdolności do zachowania surowego wręcz reporterskiego stylu, ale za każdym razem to zadziwia. Doceniam, że w jej książkach nie ma jednego zbędnego słowa.

Przeczytane: 5.01.2016
Moja ocena: 7/10

niedziela, 17 stycznia 2016

"Kasacja" Remigiusz Mróz (2/2016)


Świetnie zarysowane postacie, szybka akcja, ciekawa fabuła, niespodziewane zwroty akcji – toż to nic innego, jak bardzo dobry polski thriller prawniczy! Mowa o „Kasacji” Remigiusza Mroza.

Jestem pod wrażeniem tej powieści. Wszystko tu grało. Chyłkę pokochałam od pierwszego jej pojawienia się w „Kasacji”. Bardzo lubię i doceniam gdy bohaterowie powieści są inteligentnie złośliwi i ironiczni. Pod tym względem „Kasacja” okazała się ucztą. Dialogii Chyłki, prawniczki ze znanej warszawskiej kancelarii i Zordona, jej podopiecznego, nowo przyjętego aplikanta są naprawdę niebanalne.

Niewątpliwie bohaterowie są dużym atutem tej powieści. Nie tylko bowiem Chyłka i Zordon są świetnie scharakteryzowani. Wspólnik kancelarii, Harry McVay, podejrzany Piotr Langer, osiłek Gorzym – każda pojawiająca się postać jest bardzo ‘jakaś’. Wyrazista, wyróżniająca się, inna od pozostałych.

Po detektywach czy prokuratorach, prawnicy i ich świat to miła odmiana. Oczywiście, jako laik w sprawach prawniczych, pojęcia nie mam na ile przywoływane w powieści sytuacje są realne i czy autor poprawnie używa prawniczych pojęć :) Zakładam jednak, że Remigiusz Mróz, doktor nauk prawnych wie o czym pisze. Swoją drogą, zanim po książkę sięgnęłam, poczytałam to i owo o autorze – nie znałam go zupełnie, a jednak lubię wiedzieć czyje książki czytam. Muszę przyznać, że Remigiusz Mróz zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie – młody, zdolny i z dużym już dorobkiem książkowym – czego tu nie lubić :) Wracając jednak do zagadnień prawniczych w książce – owszem, były, ale podane czytelnikowi dość przystępnie. Nie gubiłam się w prawniczych terminach, nie musiałam szukać wyjaśnień opisywanych zagadnień. Nie przytłoczyło mnie nic ze świata prawniczego, co mogłoby odstraszyć mnie od prawniczych powieści lub samych prawników ;)

Akcja dzieje się szybko, a i tak na końcu nic nie jest takie, jakie wydawać by się mogło, że będzie. Ja akurat nie lubię zgadywać zakończeń historii książkowych, wolę by to autor mnie zaskakiwał, ale siłą rzeczy, im bliżej końca książki, tym bardziej moje myśli kierują się w stronę podświadomie przeze mnie wybieranego zakończenia. W „Kasacji” natomiast mowy nie było, by którakolwiek z moich myśli choć zbliżyła się do tego, co zaserwował nam autor w zakończeniu. Taka opcja nawet przez sekundę nie przeszła mi przez myśl.

Powiem Wam, że bardzo się cieszę, że mogłam napisać taką opinię o tej książce, jaką właśnie napisałam. Cieszę się, bo zanim po książkę sięgnęłam, to podawałam w wątpliwość każdą pozytywnie opisaną tu rzecz. Wątpiłam, by autor, który nie mając nawet trzydziestki, mógł stworzyć naprawdę dobrą powieść – mało tego, nie swoją pierwszą, a kolejną już wydaną. Wątpiłam, by powieść z polskimi rozprawami w tle mogła kogokolwiek wciągnąć i nie zwalniać tempa do ostatniej strony. Nie oszukujmy się, wyobrażenia o polskich rozprawach sądowych różnią się nieco od tych amerykańskich. Nie bardzo mogłam wyobrazić sobie powieści a’la John Grisham w polskich realiach. A tu proszę, taka niespodzianka! Okazuje się, że moja wyobraźnia jest widocznie ograniczona, bo „Kasacja” to nie tylko John Grisham w polskich realiach, ale nawet więcej – to połączenie Johna Grishama z serialem „Suits”. Nawet Chyłka z Oryńskim przypominają nieco Harvey’a i Mike’a ;)
Jedna moja obawa pozostaje nierozwiana. Gdy autor wydaje kolejną już powieść, zawsze zastanawia mnie, czy nie popadnie w jakąś rutynę. Czy postacie nadal będą wyraziste, charakterystyczne, czy też może zaczną przypominać bohaterów innych książek tego samego autora? Czy schemat fabuły będzie taki sam, czy może uda się stworzyć coś oryginalnego? Ta wątpliwość pozostanie nierozwiana, aż nie przeczytam innych powieści Remigiusza Mroza. Bo że przeczytam – to pewne! A jeśli dalej będzie tak samo dobrze, to tak jak w thrillerach medycznych mistrzynią jest dla mnie Tess Gerritsen, tak mistrzem thrillerów prawniczych zostanie Remigiusz Mróz. A patrząc na polską scenę autorów kryminałów i thrillerów, no cóż – detronizacja Miłoszewskiego właśnie się dzieje (choć ten autor to akurat mistrzem dla mnie nie był ;) Na chwilę obecną Mróz i Bonda są na podium w mym osobistym i zupełnie subiektywnym zestawieniu.

„Kasację” polecam, naprawdę warto. A Chyłkę kocham!

Przeczytane: 4.01.2016
Moja ocena: 8/10

niedziela, 10 stycznia 2016

"Zorkownia" Agnieszka Kaluga (1/2016)

Ależ mi się lektura trafiła na początek roku… Właściwie myślałam, że skończę czytać tę książkę w ubiegłym roku, ale nie dawałam rady czytać tej lektury „ciągiem” i tym sposobem przeczytanie „Zorkowni” zajęło mi blisko dwa tygodnie.

„Zorkownia” to zebrane blogowe zapiski autorki w formie dziennika dotyczące jej wolontariatu w hospicjum. Podziwiam autorkę za to, że choć sama doświadczyła śmierci nowonarodzonej córeczki, to ma siłę, by spędzać czas w miejscu, gdzie codziennie ktoś odchodzi. W miejscu, gdzie trzeba mieć niebywałą cierpliwość, być pełnym dobroci, rozumieć głębię człowieczeństwa, takiego aż do końca, kiedy to można właściwie zacząć zastanawiać się na istotą tego pojęcia. Podziwiam za ogrom szacunku do każdego człowieka, z jakim przyszło jej się tam spotkać. Do człowieka, nie do pacjenta. Do Basi, Kazia, do pana Zenka. Urzeka prostota i zwykłość, której często brak w szpitalach, gdzie człowiek jest pacjentem, kolejnym numerkiem, tym z trójki albo z izolatki. Tu każdy bohater ma imię, ma historię. Wzrusza to, że to co najprostsze, najzwyklejsze urasta często do rangi nieosiągalnego – posiedzenie z kimś godzinkę czy dwie, porozmawianie o dawnych czasach, czasem tylko potrzymanie za rękę czy pogłaskanie po głowie – rzeczy zwykłe, ale ludziom w hospicjum najpotrzebniejsze. Znaczenie tych drobnych gestów uwypukliło się zwłaszcza po wspomnieniach autorki z jej wizyt w ‘zwykłym’ szpitalu, gdzie pielęgniarkom nie zawsze się chciało (nie miały czasu?) udrożnić kroplówkę, oczyścić rurkę.

Urzekł mnie styl pisania autorki, krótkie zdania, czasem pojedyncze słowa. Gra słów, zaskakujące skojarzenia, nietuzinkowe metafory. Prostota w każdym zdaniu. Do pisania o rzeczach trudnych nie potrzeba patosu i wyszukanych słów.

Przeczytane: 3.01.2016
Moja ocena: 8/10