poniedziałek, 31 marca 2014

„Dzisiaj narysujemy śmierć” Wojciech Tochman (21/2014)

No nie, ciśnienie mi się sporo podniosło po zakończeniu tej lektury. Jestem totalnie zawiedziona tą książką. Wg mnie, Tochman – reportażysta poległ w tej książce. Może gdybym nie wiedziała nic o ludobójstwie w Rwandzie, inaczej bym do tego „dzieła” podeszła, ale po kilku innych lekturach, artykułach, reportażach, patrzę na „Dzisiaj narysujemy śmierć” bardziej krytycznie.

Żeby nie było zupełnie negatywnie, zacznę od tego, co mi się podobało. Podobał mi się język, styl, sposób w jaki Tochman pisał. Wszystkie wydarzenia przedstawione są bardzo plastycznie, dosadnie, wprost, bez owijania w bawełnę, ale jednocześnie nie ma tu epatowania cierpieniem, przesadzonych, niepotrzebnych słów. To, co czytamy jest niesamowicie poruszające, przejmujące, eksploduje bólem. Każda przedstawiona postać jest tragiczna, niesie z sobą ogromny ból, przepełniona jest emocjami. Każda historia – jak jątrząca rana.

Przedstawione wydarzenia są tragiczne, ale należy pamiętać, że są to wydarzenia prawdziwe, a nie wymyślone przez autora, więc za sam „pomysł” autorowi nie należą się hołdy. To miał być reportaż, a nie powieść. A niestety, dobrym reportażem to to nie jest. Przede wszystkim, Tochman jest bardzo stronniczy. Nie był naocznym świadkiem tych wydarzeń, a opowiada o tym, jakby tam był, wiedział co się stało, jak się stało. Zadziwiająco łatwo przychodzi mu krytyka misjonarzy i księży, którzy byli tam, gdy masakra się zaczynała. Niektórzy z nich wyjechali, inni zostali. Czy to źle, że wyjechali? Czy można kogokolwiek krytykować za to, że w obliczu ludobójstwa i okropności, które się tam działy, chciał ratować swoje życie? Że spanikował i gdy mógł ratować swoje życie, to to robił? Sporo przytoczonych przez Tochmana przykładów jest sprzecznych z informacjami z innych źródeł. Słowo przeciwko słowu. Jednak dla Tochmana to nie wydaje się być problemem, dla niego sprawa jest jasna. Winni są misjonarze. Nie wiem, czego Tochman od nich oczekiwał. Żeby złapali za maczety i tamtych wybijali? Garstka księży przeciwko rozjuszonym Hutu? To, że zginęłoby kilku księży więcej, nie powstrzymałoby Hutu przed dalszym mordowaniem, gwałceniem, znęcaniem się nad Tutsi. No ale widocznie Tochman sądzi inaczej. Dla mnie – niepotrzebny był ten rozdział o księżach i nie śmiałabym tak stanowczo i negatywnie oceniać kogokolwiek będącego w tamtej sytuacji. Ale skoro już Tochman podjął się szukania winnych, to gdzie rozdział o ONZ, dla której to organizacji dokonane ludobójstwo to jedna z większych (jak nie największych) porażek? Gdzie słowa krytyki przeciwko krajom Europy, które też jakoś ochoczo nie posyłały tam swoich wojsk? Uzbrojonych, przeszkolonych wojsk? No tak, misjonarze winni, bo nie wzięli odwetu. Razi mnie to, że autor jawnie uwziął się na księży, a tym, którzy w mojej opinii są dużo bardziej winni (ONZ, Europa) uszło praktycznie na sucho.

Kilka rzeczy w książce przeczy samym sobie. Raz Tochman pisze „piętnaście lat po tamtym, w autobusie można położyć głowę na ramieniu obcego człowieka i spokojnie drzemać”, a 10 stron dalej: „Bo Rwanda to kraj strachu. (…) A Rwandyjczyk boi się drugiego człowieka”. No to jak w końcu jest? Takich rozbieżności jest kilka.

Niezaprzeczalne jest to, że książka ta jest obrazem brutalnych, masakrycznych, niewyobrażalnie złych wydarzeń z historii Rwandy. Nie mieści mi się w głowie jak człowiek człowiekowi może wyrządzać tak ogromną krzywdę, ból. Nie chce się wierzyć, że jakikolwiek człowiek mógł w ogóle wymyślić opisywane tam okropieństwa i „spokojnie” robić to drugiemu człowiekowi. Sąsiad sąsiadowi. Wczoraj się pozdrawiali na ulicy, dziś brutalny, zwierzęcy mord, a jutro kat będzie spokojnie na ulicy mijał żonę swojej ofiary. To przeraża, mrozi krew w żyłach. Pozbawienie kogoś życia jest rzeczą niewybaczalną, ale takie katowanie, takie znęcanie się, maltretowanie, gwałcenie w barbarzyński sposób… Nie wiem nawet jak to nazwać. Przy tym wszystkim, kulka w łeb wydaje się być luksusem i śmiercią, za jaką Rwandyjczycy mogli tylko „tęsknić”.

Daję 5/10. Byłoby mniej, ale na plus jest język, wzbudzane emocje, sposób w jaki autor przedstawił te tragiczne wydarzenia.

Przeczytane: 31.03.2014
Moja ocena: 5/10

1 komentarz:

  1. Witam, nominowałam Cię do LBA :) http://wielbicielka-ksiazek.blogspot.com/2016/03/nominacja-lba.html

    OdpowiedzUsuń