wtorek, 25 marca 2014

"Pochwała macochy" Mario Vargas Llosa (19/2014)

To, że uwielbiam Llosę wcale nie pomaga mi przy ocenie tej książki. Za sam fakt, że to Llosa, mogłabym dać ocenę wysoką, ale zastanawiam się, co sądziłabym o tej książce, gdybym ją przeczytała nie wiedząc kto jest autorem.

Pierwszy raz czytałam książkę, w której tak byłaby pokazana relacja macochy z dzieckiem, czy też ogólniej - osoby dorosłej z dzieckiem. Toż to jawna pedofilia! I jakkolwiek to brzmi - to w tym przypadku ofiarą jest osoba dorosła (macocha), a winnym - dziecko (aniołkowato-diabełkowaty Fonsiu). Fonsito, mały krętacz po "spławieniu" macochy zaczyna swą "zabawę" z kolejną swą ofiarą - Justynianą. Mimo tego dość "obrzydliwego' z natury tematu, czytało mi się książkę szybko, z ciekawością co będzie dalej. Mało tego, kiedy już odkryjemy kto z kim tu sobie pogrywa, sam temat nie wydaje się juz aż tak obrzydliwy. Są tu jeszcze bardzo szczegółowe opisy miłości erotycznej, wypróżniania się, zabiegów higienicznych, ale ponieważ to wszystko razem stanowi kanwę tej powieści - nie jest to odrażające. Ta powieść właśnie taka jest - pokazuje bez kamuflażu, z dogłębna precyzją, różne aspekty człowieczego życia. Nie ma w tych opisach nic (podkreślam: w opisach miłości, zabiegów higienicznych; nie mówię tu o pedofilii), co nie byłoby częścią naszego żywota, więc czemu miałoby to nas odstraszać?

Język i styl, jakim napisana jest ta książka - mnie zachwyca. Widać rękę mistrza. Pisząc o rzeczach tak naturalnych (wręcz naturalistycznych) łatwo spartaczyć sprawę, ale Llosa podołał zadaniu i powieść napisana jest rewelacyjnie.

Nadal mam kłopot z oceną tej książki, ale ponieważ to mój ukochany Llosa, to oceniam na 8/10.

Przeczytane: 25.03.2014
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz