Nieńcy, Półwysep Jamalski. Jak dla mnie to egzotyka większa niż dziki
środek Afryki czy Ameryki Południowej. Etymologia słowa „Jamał” dość dobrze
oddaje to, co po lekturze tej książki sądzę: ‘Ja’ oznacza ziemię, ‘mał’ –
koniec. To rzeczywiście wygląda na koniec świata, na który to Magdalena Skopek
postanowiła się samotnie wybrać. Spędziła tam dwa miesiące, a swoje przygody i
spotkania z Nieńcami opisała w tej właśnie książce. Przyznam, że wcześniej nigdy
o Nieńcach nie słyszałam, cieszę się, że ta książka to zmieniła.
Nie nazwałabym tej książki reportażem, a książką podróżniczą. Za dużo
w treści autorki, za mało Nieńców, by nazywać to pełnoprawnym reportażem. To
nie zarzut, że autorki jest dużo, nie każda przecież książka podróżnicza musi
być reportażem. Wydaje mi się, że taki był zamysł – opisanie jej podróży, jej
przeżyć, a nie stricte życia Nieńców, choć siłą rzeczy i to w książce
znajdziemy.
Odnoszę wrażenie, że autorka, choć nie bez przeszkód, świetnie
zaaklimatyzowała się w nienieckiej rzeczywistości. Robiła to, co robią
mieszkańcy na co dzień, powoziła zaprzęgiem, piła krew renifera (cieplutką
jeszcze!), jadła surowe mięso, ubierała się w skóry renifera. Całkowicie weszła
w tamtejszy świat, co pozwoliło jej na celne obserwacje. Sądzę jednak, że
gdybym to ja znalazła się na miejscu autorki, zadawałabym więcej pytań Nieńcom,
chciałabym wiedzieć więcej o ich odczuciach, postrzeganiu świata, o ich
podejściu do wielu spraw. Momentami opisy z autorką w roli głównej przyćmiły te
właśnie kwestie, które dla czytelnika mogłyby być bardziej interesujące.
Delikatnie czepiam się podtytułu „W krainie reniferów, bogów i ludzi”. Nie sposób uniknąć skojarzeń z książką Antoniego Ossendowskiego " Przez kraj ludzi, zwierząt i bogów" - to po pierwsze. Po drugie, renifery – są, ludzie – i owszem, ale bogowie? Jedna mała wzmianka nie tworzy
wyobrażenia, że Jamał to kraina bogów. Nie twierdzę, że tak nie jest, ale
książka tego nie oddaje. Za mało tu mistyki, enigmatyczności,
niewytłumaczalności, by wspomnianych bogów upychać do podtytułu.
Chwilami nieco się nudziłam… bardziej chyba przez nużący niekiedy
styl, niż samą treść.
Czasem mam wrażenie, że czytam daną książkę w złym momencie i wydaje
mi się, że gdybym przeczytała ją później, mój odbiór byłby inny. Tak też było i
z tą książką. Chyba czytałam ją w zbyt dużym zabieganiu, z nienależytym jej
oddaniem, by w pełni docenić to co w sobie skrywa.
Przeczytane: 12.03.2016
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz