piątek, 31 marca 2017

"Złudzenie" Charlotte Link (15/2017)

Cześć, jestem Ewelina i wszystko wskazuje na to, że jestem czytelniczą masochistką. Niestety, innego wytłumaczenia na to co sobie czasem robię nie potrafię znaleźć.

Moja przygoda z panią Link zaczęła się blisko trzy lata temu – wpadła mi wówczas w ręce jej powieść pt. „Echo winy”. Ależ mi się to podobało! 8/10 w mej jakże nieobiektywnej skali, to naprawdę dużo. Zachwycona zaopatrzyłam się w kilka kolejnych tytułów – e-booków, audiobooków, książek papierowych – czy ktoś chciałby je przejąć? Chętnie oddam, w może bardziej doceniające ręce. Ja z zakupami zdecydowanie się pospieszyłam. Im dalej tym gorzej. „Złudzenie” to siódma książka pani Link, jaką przeczytałam, a szósta, jaką zmęczyłam. Na swoją obronę mam tylko tyle, że nadal mam nadzieję, że coś jej pióra jeszcze mi się spodoba. No i streszczenia fabuły też zazwyczaj wyglądają obiecująco!
Nie mogę powiedzieć, że powieść ta dokonała jakichś zniszczeń w mojej psychice – takie książki mają to do siebie, że za chwilę nie będę w ogóle pamiętała o czym były. A po kilku miesiącach nawet tytułu może nie skojarzę… Ot, trzy czy cztery dni zleciały, a i emocje jakie mi towarzyszyły przy lekturze też się czasem muszą pojawić. A jakie to emocje? Przede wszystkim wkur… zdenerwowanie, że ktoś powołuje do życia, choćby książkowego, takie kobiety-ciapy. No tego autorce nie mogę darować chyba najbardziej. Mamy więc cały zestaw kobiet-ciap. Oczywiście są one samotne, nieatrakcyjne, z kiepską pracą. Wojującą feministką nie jestem, ale czy naprawdę krzywda by się komuś stała, gdyby u pani Link pojawiła się kobieta mądra i silna? Albo jeszcze lepiej – atrakcyjna kobieta z sukcesami, ale bez faceta? U pani Link, niestety zbyt często, samotność i brak mężczyzny u boku stają się determinantami nieudanego życia.
Przyznać jednak muszę, że w „Złudzeniu” są też mężczyźni – nieudacznicy. Nie wiem, jak książkę miałam polubić, jeżeli ani jednego bohatera nie darzę sympatią.

Po raz kolejny u pani Link, fabuła bogata jest w ciemne piwnice, opuszczone domy, szalejące burze – typowe ‘przywoływacze’ mrocznego nastroju i budowania grozy. Trochę zbyt typowe, bo te elementy bardzo często się u pani Link pojawiają. A mogłaby wreszcie grozę w nieco bardziej twórczy sposób wywołać. Sama autorka dość szybko zdradza, kto jest czemu winny, a to, że nawet ja, która zazwyczaj nawet nie próbuję sama szukać winnych, domyśliłam się tego zanim zostało to powiedziane – nie świadczy zbyt dobrze o poziomie napięcia.

Motyw małżonka, który jest zupełnie kimś innym niż druga połówka myśli – też już u Charlotte Link był i to więcej niż raz.

Standardowo, jak to przy innych książkach autorki też miewałam – pojęcia nie mam skąd klasyfikacja jej książek jako ‘thrillery psychologiczne’. Pokusiłabym się ewentualnie o nazwę ‘parodia thrillera psychologicznego’, a i to na siłę, bo humoru też tam nie uświadczysz.
Napis z pierwszej strony okładki: „Wyrafinowana warstwa psychologiczna, pełna napięcia fabuła, sieć wzajemnych uwikłań”. Ktoś, kto to pisał nie czytał chyba tej powieści. Psychologia? Tu na poziomie telenoweli brazylijskiej. Fabuła z napięciem? No, może oklapłym napięciem. Sieć uwikłań? A to i owszem, autorka poplątała co mogła, nawtykała nieudanych bohaterów, nie wnoszących nic do powieści – sieć zatem jest.

Jak nie musicie, to nie czytajcie. 

Przeczytane: 28.02.2017
Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz