czwartek, 16 marca 2017

"Poniedziałkowe dzieci" Patti Smith (10/2017)

Fajna babka z tej Patti.

Wstyd się przyznawać, ale nie miałam pojęcia kim jest Patti Smith… Jasne, znam ‘Because the night’ ale jakoś nigdy nie uznałam za stosowne, żeby sprawdzić kto za tą piosenką stoi… Naprawdę mi wstyd.

W ubiegłym roku czytanie biografii (tudzież autobiografii) w ogóle, ze szczególnym uwzględnieniem biografii nieznanych mi osób, okazało się świetnym wyborem. Poznałam wiele kompletnie nieznanych mi osób i dowiedziałam się ciekawych rzeczy o osobach, które, jak mi się wydawało, znałam. Idąc za ciosem, gromadziłam tytuły biografii, na które w różnych miejscach się natykałam. Biografia wydana przez ‘Czarne’ również wyglądała obiecująco. I ogromnie się cieszę, że po nią sięgnęłam.

Patti Smith nie dała się zwariować. Nie stoczyła się, nie szła na łatwiznę, nie ulegała wręcz obowiązkowym w jej świecie używkom (no, przynajmniej nie ma o tym mowy w tej części jej autobiografii). Ano właśnie, w tej części. Bo Patti poszła dalej i powstały kolejne książki opisujące jej  życie. „Poniedziałkowe dzieci” opowiadają tę część życia, w której obecny był jej serdeczny przyjaciel, Robert Mapplethorpe. Patti i Robert – nierozłączni, z jednej strony podobni i zmierzający do tego samego celu, z drugiej strony inni, i do wspólnego celu zmierzający różnymi drogami, każdy po swojemu.

Patti polubiłam już od pierwszych stron, kiedy była jeszcze małą dziewczynką. Tak było do końca książki. Powtórzę się, ale naprawdę fajna dziewczyna wyłania się ze stron tej autobiografii. Napisane jest to dobrze stylistycznie, ciekawie, wciągająco. Do tego Nowy Jork przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, Andy Warhol, niby wprost i bez owijania w bawełnę, ale momentami poetycko i dogłębnie o sztuce i środowisku artystycznym tamtych czasów.

Podobało mi się wszystko – autorka, klimat, tło społeczne. To się po prostu świetnie czytało. 

Przeczytane: 8.02.2017
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz