poniedziałek, 20 marca 2017

"Skazaniec. Tom 2. Z bestią w sercu" Krzysztof Spadło (11/2017)

Pamiętam, jak przed lekturą pierwszego tomu sprawdziłam ten cykl na Lubimy Czytać i wierzyć mi się nie chciało, że wszystkie cztery wydane do tej pory części mają ocenę powyżej ósemki. Z powątpiewaniem zabrałam się za tom pierwszy – i już wiedziałam, że oceny nie są przesadzone. Sięgając po kolejną część bałam się jednak, że coś może się zepsuło – ale gdzie tam, nie zepsuło się nic. Jest brutalniej, bezwzględniej, bardziej przysadziście, ale może przez to bardziej realistycznie. Więzienie to wszak nie szkółka niedzielna i nie możemy się dziwić, że dzieją się tam rzeczy, delikatnie mówiąc, nie do końca przyjemne.

Kolejne lata Stefana Żabikowskiego w więźniu nie są bynajmniej nudne. Dzieje się dużo. Ropuch nadal pracuje w stolarni, wchodzi w różne układy (w więzieniu bez układów chyba się nie da…), pakuje się w tarapaty. Ojczulek (którego darzę dużą sympatią) usiłuje być niejako głosem sumienia Ropucha, ale chęć zemsty przesłania Stefanowi rozsądek i sumienie. I tu właśnie bestia tkwiąca w Stefanie wychodzi na światło dzienne – zemsta i przemoc kierują go w mroczną rzeczywistość.

Nadal aspirant Szumski budzi we mnie obrzydzenie. To chodzący dowód na to, że jak masz władzę, to masz rację. Tyle tylko, że ludzie jak Szumski nigdy nad nikim władzy nie powinni mieć. To taki zakompleksiony człowieczek, któremu frajdę sprawia uprzykrzanie życia innym.

Książka zyskuje poprzez wplecenie do niej faktycznych wydarzeń z okresu dwudziestolecia międzywojennego – za murami więzienia dzieje się przewrót majowy, a za wielką wodą czarny czwartek. Zmienia się również rzeczywistość więzienna – skazani mogą czytać książki i gazety. Wszystkie te wątki ukazują, że autor całkiem nieźle przyłożył się do pracy – poznał realia więzienne z tamtego czasu i okrasił je dziejami historycznymi. Co prawda, język osadzonych był zapewne o wiele bardziej wulgarny niż w „Skazańcu”, ale że za wulgaryzmami w literaturze nie przepadam – to nawet mi to odpowiada. Poza brakiem wulgaryzmów, język powieści jest barwny, zdecydowanie nie nudny. Mogłabym się czepić kilku niefortunnych połączeń słów albo nadmiaru epitetów, ale na te niedociągnięcia spuśćmy zasłonę milczenia i przejdźmy dalej (czego z reguły nie robię i językowe wpadki autorów są dla mnie nie lada pożywką; w tym jednak wypadku cała reszta „Skazańca” budzi we mnie sympatię i niejaką słabość do autora – tym samym wybaczam wspomniane błędy).

Wszystkie postacie pojawiające się w „Skazańcu” są barwne, wyraziste, są ‘jakieś’. Możemy bohaterów lubić lub nie lubić, ale charakterku nie można im odmówić. Przy takiej liczbie więźniów łatwo byłoby popaść w rutynę i spłaszczyć wielu z nich. Tak się nie stało i każdy bohater jest inny, z zestawem cech im charakterystycznych.

Chciałabym rzetelnie powiedzieć Wam, co w tej powieści nawaliło, ale nie potrafię niczego takiego znaleźć – wszystko, począwszy od języka, poprzez bohaterów, na akcji skończywszy, w tej książce zagrało. Złożyło się w jedną, wciągającą, ciekawą i po prostu bardzo dobrą powieść, niełatwą do sklasyfikowania. Mamy tu bowiem i kryminał, i wydarzenia historyczne, i portrety psychologiczne więźniów.

Czy każdy z osadzonych ma w sobie bestię? Na ile ta bestia przejmuje serce więźnia? Czy Ropuch jest już taką bestią? Pytania o tyle nie przywodzą mi na myśl jasnych odpowiedzi, o ile nadal nie wiemy za co Ropuch został skazany. Coś mi jednak mówi, że jego wina nie jest taka czarno-biała, że jest w niej sporo odcieni szarości. Może namieszał tu coś niefortunny zbieg okoliczności? A może Stefan nie miał innego wyjścia, niż zrobić to co zrobił, czymkolwiek by to nie było? Nie wiem, kiedy dowiemy się czym Ropuch zawinił, ale z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy. Jeśli „Skazańca” jeszcze nie znacie – koniecznie to zmieńcie!

Przeczytane: 14.02.2017
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz