Na ponad dwa lata
zapomniałam o doktorze Hunterze! Zupełnie niechcący, w natłoku innych tytułów,
powieści Simona Becketta zeszły na drugi plan (albo i na jeszcze dalszy…).
Cieszę się jednak, że po takiej przerwie przypomniałam sobie o doktorze
Davidzie Hunterze.
Interesująca fabuła, wartka
akcja, ciekawe miejsce wydarzeń – zwłaszcza to ostatnie podziałało dość mocno
na moją wyobraźnię. Doktor Hunter, w niełatwej sytuacji życiowej, znów poniekąd
na rozstaju dróg, trafia na odciętą od świata wyspę i musi wyczytać ze
spalonych kości historię zbrodni. Od tej pory nudno już nie będzie – akcja
toczy się szybko, tempo iście galopujące, ale to lubię – Simon Beckett nie
tworzy sztucznie stu stron, tylko po to, by rozwlec akcję. Ogromnie doceniam,
że autorowi udało się tyle wydarzeń, tyle akcji zawrzeć na 330 stronach. Można?
Można! Nie trzeba na siłę wymyślać nieistotnych słów, by książka miała 600
stron – a trzeba przyznać, że niektórzy autorzy kryminałów w tym właśnie się lubują.
Niesamowicie realistyczne
są w powieści opisy krajobrazów, pogody – aż czujemy załamującą się aurę,
szalejący sztorm i zbliżającą się nawałnicę deszczu! To niezwykłe, że nie tylko
‘sprawy kryminalne’ są oddane z taką dokładności i naturalnością, ale również
cały świat wokół.
Druga część serii jest
lepsza od pierwszej (choć i ta pierwsza była dobra) – bohaterowie są bardziej
charakterni, wyraziści, a sama fabuła i miejsce akcji czynią powieść
mroczniejszą. Jasne, poznamy, że to ten sam autor, a doktor Hunter jest nadal
doktorem Hunterem, ale pióro się Beckettowi nieco wyrobiło.
Sądzę, że z lekturą
kolejnych tomów nie będę już tak długo zwlekać – zwłaszcza, że w tym roku ukaże
się piąty tom losów doktora Huntera (nota bene, czytelników będących na bieżąco
z książkami Becketta autor nieco przetrzymał – tom czwarty ukazał się w Polsce
w 2011 roku – aż sześć lat David Hunter kazał na siebie czekać!)
Przeczytane: 20.02.2017
Moja ocena: 7/10
Czytałam trzy części, i jakoś druga najmniej zapadła mi w pamięć. Ale generalnie całość jest dobrym, krwistym kryminałem.
OdpowiedzUsuńKolejne dwie przede mną, mam nadzieję, że autor jeszcze bardziej się rozkręci!
Usuń