Projektowi #5na1 stuknął roczek! Po roku, wraz z trzynastą naszą recenzją, zmieniamy się w projekt #6na1! Dołącza do nas Ewa, a Wy będziecie mieć jedną fantastyczną opinię więcej do czytania!
Lament uciemiężonej,
umordowanej Matki Polki.
Spisane naprędce pomysły,
bez składu i ładu.
Niespójne zapiski.
Wyrywki.
Macierzyństwo jawi się tu
jak kara za wszystkie popełnione grzechy.
Po tej lekturze bezdzietnym
odechce się mieć dzieci, a tym co mają jedno, odechce się drugiego.
Nie ma tu chyba żadnego
pozytywnego zdania o macierzyństwie. A co z urokami macierzyństwa? Z tym, że
dzieci to radość? Nic w życiu nie jest łatwe, ale autorka wydaje się być
zaskoczona tym, że macierzyństwo również do błahostek nie należy.
Mąż – ojciec, niby jest,
ale go nie ma. W znojach macierzyństwa matce dziecka nie pomaga. Ucieka z domu
kiedy może, ale to i tak pod koniec książki, wcześniej go po prostu nie ma.
Z książki wynika, że
kobietom po porodzie rozum odbiera – na mnie proszę nie krzyczeć, to autorka
tak kobiety – matki przedstawia. Nie mówię tu o depresji poporodowej, która
niewątpliwie jest dużym problemem i jestem pewna, że lektury na ten temat są potrzebne.
Wydaje mi się jednak, że temat zasługuje na nieco więcej niż dostaliśmy w tej
książce.
Pomijam już wątki
nielogiczne – oto dwie matki spotykają się na kawie w centrum handlowym, ale
nad wózkami dzieci szepczą, żeby ich nie zbudzić. To po co do centrum
przylazły? W centrum jest głośno, w kawiarence tym bardziej. W tym wszystkim
szept matek na pewno będzie miał duży wpływ na sen dzieci…
Ni to powieść, ni
publicystyka – to nie zarzut akurat, nie wszystko należy szufladkować i takie
niejasne hybrydy mają coś w sobie. Tu jednak wyszedł wspomniany na początku
niestrawny zlepek różnych historii.
No i na koniec smaczek
językowy – o zgrozo! Mam wrażenie, że autorka użyła wszystkich znanych jej
metafor i przymiotników (tych o zabarwieniu negatywnym; te pozytywne w słowniku
tej książki nie istnieją). Literówek (przynajmniej w e-booku) – cała masa,
korekty i redakcji tekstu chyba zabrakło.
“Zamykam się w sobie,
kwaszę mikrourazę, co jakiś czas wylewając na ojca dziecka zupę rozgotowanych
pretensji” – to jeden z wielu bardzo strasznych i straszących potworków
językowych.
Nie rozumiem za co został
przyznany Paszport „Polityki”.
Język: 2,5
Emocje: 1
Pomysł: 2,5 (pomysł sam w
sobie dobry; pomysł na wykorzystanie pomysłu – kiepski)
Akcja: 1
Przeczytane: 26.03.2017
Moja ocena: 4/10
Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJa to jak każda kobieta czasami spędzam dość dużo czasu w takich miejscach jak galerie handlowe. Ostatnio zwróciłam uwagę na to, że przed wejściem rozłożone są specjalne maty wejściowe https://www.alumatex.pl/produkty/maty-wejsciowe/ i to pewnie dzięki nim jest tak czysto na takich dużych powierzchniach.
OdpowiedzUsuń