poniedziałek, 3 lipca 2017

"Lato przed zmierzchem" Doris Lessing (35/2017)

Historia tak niewiarygodna, że irytująca coraz bardziej, z każdą kolejną chwilą zagłębiania się w niej. Nie wiem, czy to zbyt duże zapędy feministyczne autorki, czy kilka pomysłów na raz, a może w ogóle brak pomysłu, ale nie mogłam się doczekać końca tej powieści.

Kate ma 45 lat, dzieci, które nie potrzebują już matczynej opieki i zdradzającego ją męża. Z dnia na dzień, z kury domowej staje się tłumaczką i tak właśnie zaczyna się jej ostatnie lato przed zmierzchem. Nie jestem zwolenniczką teorii, że życie kobiety kończy się wraz z odchowaniem dzieci, nadchodzącą menopauzą bądź zaczynającą się jesienią życia. Każdy etap żywota ludzkiego jest inny, ale koniec młodości nie jest końcem życia i nie rozumiem ostentacyjnego porzucania dotychczasowego życia Kate, jej romansu z młodszym facetem i szaleńczej podróży po Europie. Rozumiem zamysł autorki i jej próby ukazania kobiecej duszy na progu wchodzenia w kolejny etap życia, nie rozumiem jednak historii, w jaką zostało to wszystko ubrane. Innymi słowy – drugie dno tej książki jest warte zauważenia, ale w mojej opinii pierwsza warstwa, ta dosłowna, widziana najpierw, mocno ingeruje w odbiór powieści i tym samym dużo psuje. 

Językowo różnie – są i potworki – truizmy (jak np. o mijających się pociągach), przegadane fragmenty, powtarzane myśli. 

Mam problem z tą książką – bardzo chciałam, żeby mi się spodobała (bo to moja pierwsza książka tej autorki), bardzo starałam się skupić na przemianach zachodzących w głównej bohaterce, ale poległam w tych próbach. Znudziłam się, zirytowałam marną historią. Liczę na to, że moje kolejne spotkania z panią Lessing będą bardziej udane.

Przeczytane 27.04.2017
Moja ocena: 4/10 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz