czwartek, 15 stycznia 2015

"Lilka" Małgorzata Kalicińska (6/2015)

W gruncie rzeczy, to książka ta i tak okazała się lepsza, niż sądziłam, że będzie, choć arcydzieło żadne to zdecydowanie nie jest.

Czytało się szybko, było dość wciągające, podobał mi się styl i język, jakim książka jest napisana. Czy to opisy miejsc, w których bohaterka się znajdowała, czy też opisy uczuć – wszystko przedstawione było bardzo plastycznie, obrazowo, nietrudno było sobie to wyobrazić. Nie każdemu taki styl odpowiadać będzie, bo przyznać trzeba, że (delikatnie rzecz ujmując) język i styl są tu dość luźne, swobodne, wykraczające nieco poza moje wyobrażenie o "ładnym" literackim języku. Niemniej, postanowiłam tą swobodę językową potraktować jako celowy zamysł, który jeszcze lepiej miał oddać charakter głównej bohaterki, Marianny. Bo Marianna taka była - choć nie wszystko na to jasno wskazuje, była 'wyluzowana' (inaczej nie wyobrażam sobie, by przetrwała w dobrej kondycji psychicznej to, co ją na drodze życia spotykało).

Niestety, nie polubiłam bohaterów powieści. Marianna, z nieudanym małżeństwem, w którym przez wiele lat wcale nie była szczęśliwa. Mało tego, ona nawet nieświadoma była tego, że nie kocha swojego męża. Syn taki jak Grzegorz – szkoda słów. Postawa Marianny broniąca syna i nie do końca dostrzegająca, że jest on egoistą, też nie powala. Przyszywany ojciec Marianny, Michał, przez większość książki był dobrym człowiekiem, pokochał Mariannę, Lilkę, wspaniale się nimi zajmował. Ale pod koniec… Jego niektóre teksty totalnie zmieniły moją opinię o nim. Wszyscy zresztą bohaterowie, mieli mniej lub więcej wypowiedzi świadczących o tym, że czegoś w życiu im brakuje, że jakaś przestrzeń nie została nigdy wypełniona, jakby nie mieli żadnych „duchowych” przeżyć. Wszystko takie przyziemne, do bólu zwykłe (aż za zwykłe i za proste) i pozbawione czegoś więcej. „Duchowa pustka” to chyba zwrot który najlepiej mi pasuje właściwie do wszystkich bohaterów powieści. I to nieco odrealnia tę książkę, bo ludzie tacy nie są, a już na pewno nie wszyscy wokół jednocześnie. To chyba też wpływa na to, że postanowiłam Mariannę określić jako "wyluzowaną", bo wolę o niej tak myśleć, a nie jak o bezdusznym tworze literackim, po którym wszystko prędzej czy później spływa jak po kaczce.

Nie do końca zgadzały mi się lata wydarzeń, to ile lat i kiedy miała bohaterka – parę lat różnicy autorce uciekło. No i niektóre zdarzenia były mało realne, a już na pewno w takim nagromadzeniu. No ale nikt nie mówił, że ma to być powieść na faktach. A fikcja, nawet ta zmierzająca w stronę rzeczywistości, kieruje się swoimi prawami i różne cuda dziać się mogą.

Książka zawierała w sobie tyle przeróżnych wątków, ile tylko autorka mogła na pięciuset stronach zmieścić… Było to momentami chaotyczne i wiele historyjek, które Marianna wspominała z przeszłości, było po prostu niepotrzebnych. Dobrze, że szybko mi się to czytało, bo inaczej byłabym zła, że zmarnowałam zbyt dużo czasu na takie czytadło. Nawet nie wiem, czy Wam to polecam… Ale coś mi się wydaje, że jak nie przeczytacie, to nie stracicie zbyt wiele.
Przeczytane: 15.01.2015
Moja ocena: 6/10

2 komentarze:

  1. w wymyślaniu historyjek, które nie maja związku z treścią książki to przoduje autor "Samotności w sieci".Takiego drugiego gniota to jeszcze nie czytałam. W "Lilce" nie jest tak źle. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "Samotności w sieci" słyszałam właśnie takie opinie i dlatego nie bardzo mam ochotę po nią sięgać... Ale czytałam "Grand" tego samego autora i również mnie to nie zachęca do dalszej lektury książek pana Wiśniewskiego

      Usuń