sobota, 22 listopada 2014

"Kwiat kalafiora" Małgorzata Musierowicz (63/2014)

Jeżycjada; tom 3

Och! Ach! I w ogóle super!
To była urocza podróż do niedalekiej, ale jednak, przeszłości.

Bardzo lubię tą część Jeżycjady jako całość i uwielbiam każdego z bohaterów osobno. Każde z nich jest urocze, ciepłe, zabawne.

Urzekła mnie oczywiście cała książka, ale dwie rzeczy szczególnie wzbudziły moją tęsknotę.

Po pierwsze, (taka osobista wstawka), z rozrzewnieniem czytałam o prawdziwych miejscach w Poznaniu, na Jeżycach. Jako że mieszkałam kilka lat w Poznaniu, a do tej pory każdego roku bywam w okolicach Roosevelta, to naprawdę urocze móc sobie tam wyobrazić rodzinę Borejków. Wyjątkowo mi się do Jeżycjady wraca, mogąc sobie bardzo dobrze wyobrazić miejsca „akcji”, co pewnie zrozumie każdy miłośnik Jeżycjady znający Poznań.

Druga rzecz, która wywołała na mej twarzy uśmiech tęsknoty za czymś, co raczej już nie wróci, to kwestia szeroko rozumianego wychowania dzieci.

Kurcze, ciekawa jestem, jaki los czekałby w dzisiejszych czasach Nutrię, notorycznie udającą chłopaka, mówiącą „byłem, zjadłem, zrobiłem”. No przeurocze to przecież było, ale dziś pewnie Nutria miałaby już za sobą niejedną sesję u psychologa. Gender w rozkwicie.
Inny był też wpływ nauczyciela na dzieciaki. Nauczyciel mógł nawet przyjść do domu i ochrzanić co niektórych. Mógł powiedzieć rodzicom, co mu się nie podoba w zachowaniu dzieci. Mało tego, uczeń musiał dostosować się do tego co mówi nauczyciel i wiedział, że rodzice na pewno zgodzą się z nauczycielem z całej rozciągłości. Ja wiem, że czasy są już inne, ale taka właśnie była szkoła mojego dzieciństwa i teraz to nawet za tym tęsknię (choć 20 lat temu nie wyobrażałam sobie, że kiedykolwiek powiem coś podobnego :) ).

Bardzo sobie nastrój poprawiłam „Kwiatem kalafiora” i nabrałam jeszcze większej ochoty na ponowne czytanie kolejnych części, co też z radością wkrótce uczynię :)

Przeczytane: 22.11.2014
Moja ocena: 8/10

piątek, 21 listopada 2014

"Pochłaniacz" Katarzyna Bonda (62/2014)

Muszę powiedzieć, że mi się naprawdę podobało.
To bardziej powieść z elementami kryminału, niż typowy kryminał, ale niczego nie ujmuje to całości, jaką tworzy „Pochłaniacz”.

Historia fajnie zbudowana, podobało mi się to, że postacie ze współczesności nie są tworami znikąd, jak to czasem bywa w różnych książkach, ale że mają swoją historię, pokrótce opowiedzianą na początku powieści. I ta ich przeszłość ciekawie, choć dość niespodziewanie, łączy się logicznie z teraźniejszością.

Interesująca jest postać głównej bohaterki, Saszy Załuskiej. Ależ się cieszę, że kobieta jest wreszcie bohaterką w kryminale! Nie byle jaka to kobieta, ale silna, samodzielna, z przeszłością, która wskazuje, że Sasza wiele może znieść. Naprawdę polubiłam Saszę, a lubię lubić bohaterów książek, bo czyta się całość o wiele przyjemniej.

Bardzo podobało mi się takie zwyczajne, ale czasem boleśnie prawdziwe, spojrzenie od wewnątrz na dwie różne od siebie grupy, jakimi są policja i duchowieństwo. Autorka potrafiła napisać o ułomnościach obu tych struktur bardzo celnie, ale bez krytyki lub swoich uwag, które wskazywałyby na jej prywatną opinię na ten temat. Bardzo lubię taką bezstronność, bez zbędnego naprowadzania czytelnika na to, co ma sobie o danych bohaterach pomyśleć.

Zaciekawiła mnie również specjalizacja Saszy. Wreszcie zamiast supermocy biorących się znikąd, jakaś prawdziwa specjalizacja i to naprawdę interesująca.

Podobało mi się i ochoczo czekam na kolejne przygody Saszy Z.

Przeczytane: 19.11.2014
Moja ocena: 8/10 

poniedziałek, 3 listopada 2014

"Jeździec miedziany" Paullina Simons (61/2014)

Nie przepadam za romansidłami, więc z założenia gatunek średnio dla mnie. Mimo wszystko, czasem lubię oderwać się od innych gatunków i wciągnąć się w romans, więc do lektury podchodziłam pozytywnie nastawiona, zachęcona mnóstwem pozytywnych opinii o książce.
 
Książka jest wciągająca - wciągnęła mnie na tyle, że żeby nie rozstawać się z nią, zarówno ją czytałam, jak i słuchałam audiobooka w samochodzie. Pomimo jej objętości, czyta się szybko.

Pierwsza połowa książki podobała mi się zdecydowanie bardziej. Nie znam się na historii na tyle, żeby ocenić, czy obraz życia w ówczesnym Leningradzie przedstawiony jest prawdziwie, ale na pewno jest to opowiedziane bardzo obrazowo, nie trudno wczuć się w tamtejsze realia. To zresztą – ta obrazowość, przewija się przez całą książkę. Wszystko opowiedziane jest tak, że na własnej skórze można poczuć warunki pracy w fabryce czołgów lub wyobrazić sobie przerażenie, gdy się wie, że ma się dwa ziemniaki na obiad dla całej rodziny. Barwny język to zdecydowanie zaleta tej książki.

I na tym koniec plusów…

Tatiana jest osobą tak naiwną i głupiutką, że trudno uwierzyć, że udało jej się przetrwać – bo jednak wiele sytuacji wymagało sprytu, żeby przeżyć.
Najgłupsza scena w książce – kłótnia Tatiany i Aleksandra o nic, kiedy Aleksander odnalazł Tanię i do niej pojechał (nie pamiętam gdzie, ale było to wtedy, gdy nie wiedział jeszcze o śmierci Daszy). Kompletnie nie pasowało to do całego wizerunku Tatiany i Aleksandra.
Postać Tatiany bardzo mnie irytowała, nie lubię takich „ciapowatych” kobiet. Raz jeszcze – że ona wojnę przetrwała, to nieprawdopodobne.

Druga połowy książki, w mojej opinii, o wiele gorsza. Na jej podstawie można orzec, że wielka miłość Tatiany i Aleksandra polega na niewychodzeniu z łóżka (no bo przecież nie na płaskich, idiotycznych dialogach występujących i tak w śladowej ilości). Tyle właściwie zapamiętałam (w miesiąc po skończeniu lektury). Nie potrafię sobie oczywiście wyobrazić realiów wojny, ale wg mnie trochę to głupie, że w tak ciężkich warunkach, jedyne o czym myślą tak wielce zakochani, to kochanie się w kolejnych miejscach… Do licha, erotyka na stu stronach? Wystraszona, cichutka Tania spółkująca z Szurą w łaźni, gdzie wszyscy podsłuchują? Naiwność i głupota aż kipi z tych stron, a króliki mogłyby się od tej pary sporo nauczyć.

Przeczytam kolejne części (po małej przerwie), bo mimo wszystko historia wciągająca, ale nie wpadłam w zachwyt, jakiego się spodziewałam. Za dużo naiwności w tym wszystkim. Na pewno nie jest jeden z lepszych romansów, jakie czytałam, ani żadna wielka epicka powieść. 

Przeczytane: 1.11.2014
Moja ocena: 5/10

niedziela, 12 października 2014

"Opactwo Northanger" Jane Austen (56/2014)

Nie mogę powiedzieć, że ta powieść Jane Austen mnie rozczarowała, ale zdecydowanie mnie nie porwała. Pierwsza połowa książki bardzo mi się dłużyła, w drugiej było nieco lepiej i losy bohaterów bardziej mnie zainteresowały. Może też to efekt tego, że książkę czytałam w wakacje, w które działo się naprawdę sporo, dlatego też fabuła „Opactwa” wydawała mi się niesamowicie powolna i rozwlekła. Może takie książki lepiej pasują na długie jesienne wieczory… Doceniam oczywiście kunszt Austen – stworzyła czarującą parodię powieści gotyckiej i jedynie jako taka, książka ta mi się podobała.

Wracając do książki – opowiada ona o losach młodziutkiej Katarzyny, które swe siedemnastoletnie „doświadczenie życiowe” opiera na tym, co wyczytała z powieści. Prawdziwe jednak doświadczenie przynoszą jej podróże, podczas których poznaje nowych ludzi i oddaje się rozrywkom ówczesnego świata – przejażdżkom, bywaniem na salach asamblowych, spacerom. I to jest w tej książce urocze – ukazanie ówczesnego świata oraz zgrabne pokazanie w tym wszystkim naiwności Katarzyny i jej rozczarowań wynikających z obcowania z ludźmi innymi niż bohaterowie powieści.

Czytając „Opactwo” ma się nieodparte wrażenie, że sama autorka naśmiewa się z Katarzyny, z jej naiwności, ale również z otaczającego ją świata. Jasne jest, że Austen parodiując powieść gotycką, ukazuje młodym dziewczętom swej epoki , że to co wyczytują one w takich powieściach, rozmija się z rzeczywistością. Zamierzenie parodii widać w „Opactwie” już od początku – heroina Katarzyna ani nie jest ładna, ani majętna. Tajemnicy w niej żadnej. Groza? Tylko taka ukazana ironicznie. Bardzo ironicznie. Czytelnik zamiast się bać, śmieje się.

To, czy komuś „Opactwo Northanger” się spodoba czy nie, zależy od tego, w jaki sposób do powieści podejdzie. Traktując ją serio, nie zważając na to, że to parodia – uznamy książkę za nudną, wręcz tendencyjną. Dialogi są rozwlekłe, nijakie. Katarzyna swa naiwnością potrafi wzbudzić ambiwalentne uczucia w czytelniku, zmierzające jednak dość często w stronę uczuć negatywnych. I to właśnie ta część, która mnie w  tej książce ogromnie znudziła. Jeśli jednak czytelnik będzie świadomy tego, że Austen parodiuje powieść gotycką, dostrzeże tu ogromne pokłady ironii i kpiny.

Przeczytane: 10.10.2014
Moja ocena: 6/10 

niedziela, 10 sierpnia 2014

"Dom sióstr" Charlotte Link (52/2014)

No nie podobało mi się to. Flaki z olejem na 640 stronach. Cieszę się, że nie od tego rozpoczęłam moją przygodę z twórczością pani Link, bo jak dla mnie, "Dom sióstr" byłby bardzo kiepską rekomendacją dla jej powieści. Zaczęłam od "Echa winy" i o wiele bardziej podobał mi się klimat, styl tamtej książki.

Barbara i Ralph, małżeństwo, chcąc ratować swój związek wyjeżdżają do Anglii i wynajmują tam dom. Już pierwszego dnia w okolicy szaleje śnieżyca i odcina wynajęty dom od świata. Barbara szperając w zakamarka domu znajduje zapiski byłej właścicielki domu, Frances. Historia, którą czyta wciąga ją niesamowicie i od tej pory w powieści przeplatają się losy Barbary i Frances. Niestety, mnie dzieje Frances nie wciągnęły ani trochę.

Nie mam niestety nic dobrego do powiedzenia o "Domu sióstr". Wynudziło mnie to, dłużyło mi się czytanie tego, naprawdę to męczyłam. Nie było w niej nic, na co czekałabym sięgając za każdym razem po książkę. Nie ciekawiło mnie, co się za chwilę wydarzy. No nic, zero pozytywnych emocji.

Nie będę tej książki polecać, choć wiem, że ma ona wielu zwolenników.

Przeczytane: 10.08.2014
Moja ocena: 4/10

czwartek, 31 lipca 2014

"Kłamczucha" Małgorzata Musierowicz (51/2014)

Jeżycjada; tom 2

Nie wiem, czy kiedyś mi się znudzą te młodzieżowe książki :)
Lubię "Kłamczuchę" (choć Anielę sobie zupełnie inaczej wyobrażam niż ta pokazana na okładce).

Do łez uśmiałam się przy wyliczankach dzieciaków:
"Jedna siostra drugiej siostrze napluła na ostrze…";
"Jedna lalka drugiej lalce odgryzała palce";
"Jedna babcia drugiej babci napluła do kapci."

Naprawdę przeurocze :)

Przeczytane: 31.07.2014
Moja ocena: 7/10

niedziela, 20 lipca 2014

"Patrz jak Jane ucieka" Joy Fielding (48/2014)

To druga książka Joy Fielding, jaką czytałam (pierwsza była Grand Avenue). W mojej opinii "Jane" jest ciut słabsza niż Grand Avenue, która wciągneła mnie bez reszty. Z "Jane" też poszło szybko, ale momentami się trochę za bardzo ciągnęła.

Historia opowiada o młodej kobiecie, która traci pamięć i nie wie kim jest ani jak znalazła się na ulicy w zakrwawionej sukience, z kieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Przez większą część książki próbuje dowiedzieć się jak tak naprawdę wyglądało jej życie, przypomnieć sobie co zapomniała, a pod koniec powieści, walczy, by osoba, którą ją skrzywdziła poniosła odpowiednią karę. Przyznam, że nie spodziewałam się, że tak potoczy się historia, że mąż Jane zrobił, to co zrobił (wiem, piszę zagmatwanie, ale nie chcę spojlerować, dla tych, którzy nie czytali :) ).

Przeczytane: 20.07.2014
Moja ocena: 6/10