Projekt 5na1, część ósma; październik 2016
Jak tak dalej pójdzie, to blogerzy biorący udział w projekcie 5na1 będą musieli udać się obserwację wykluczającą/potwierdzającą ich zapędy związane z piromanią… Po „Podpalaczu” Wojciecha Chmielarza i „Podpalaczce” Stephena Kinga przyszła kolej na Tess Gerritsen i jej „Igrając z ogniem”. To ósma książka, którą recenzujemy z ramach projektu, a trzecia mająca związek z ogniem. Delikatne skojarzenia nasuwają się same…
Co tu dużo mówić – obiektywna w tym przypadku być
nie mogę. Uwielbiam Tess, uwielbiam Włochy, więc sprawa musiałaby być wyjątkowo
sknocona, żeby mi się to zupełnie nie podobało.
Język i styl
Tess jak to Tess, pisać to ona potrafi. Co poradzę,
to jak pisze Gerritsen bardzo mi się podoba i jak zwykle przy tej autorce, nie
mam się czego przyczepić. Nie znajdziemy tu dziwnych metafor ani nużących opisów
na pół strony. I to właściwie jedyny punkt stały dla całej powieści.
Dwie
historie
Powieść prowadzona jest dwutorowo i to postrzegam
jako plus na korzyść książki. Nie o sam fakt dwóch opowieści chodzi, a o
poruszane tam wątki – według mnie, sama historia Julii mogłaby się nie obronić…
Starając się być obiektywną, muszę dostrzec, że ta historia jest nieco nużąca,
jakby naciągana, nie wiadomo właściwie na czym bazująca.
Nie polubiłam głównej bohaterki, ale czy zawsze
musimy bohaterów darzyć sympatią? Pewnie nie. Tak naprawdę, to jakoś żaden ze współczesnych
bohaterów „Igrając z ogniem” nie przypadł mi do gustu. Tu dostrzegam pewną
słabość powieści. Absolutnie nie chodzi o to, że bohaterów nie lubię, a o to,
że ci bohaterowie są nijacy. Nieco płascy. Tak prości, że aż nierzeczywiści.
Inaczej ma się sprawa z bohaterami z przeszłości –
i Lorenzo, i Laura, ale także chwilowo pojawiający się bohaterowie, są bardziej
wyraziści, ich historie są realniejsze, prawdziwsze, z życiem.
Bardzo doceniam poruszony przez autorkę wątek
włoskich Żydów. Mało o się o nich mówi, a my Polacy skupiamy się raczej na
‘naszych’ Żydach. Nie dziwie się nam, to co działo się w Polsce było niebywale
okrutne, ale przez to też umykają nam tragiczne losy Żydów w innych częściach
Europy. W takich właśnie okolicznościach historycznych dzieje się historia
miłosna Lorenzo i Laury. Ta cześć powieści jest zdecydowanie lepsza – choć
wydawałoby się, że tam gdzie romans, to
nie moje pochwały. Ten jednak romans nie był męczący, słodki, naiwny, a wręcz
przeciwnie. Wpływają na to niewątpliwie wspomniane już wydarzenia historyczne,
które kształtują losy bohaterów.
Ta część powieści zdecydowanie jest lepsza.
Historia współczesna plusuje
u mnie głównie ze względu na Wenecję (tak, wiem, dla większości czytelników to
jednak może być słaby powód, by podciągać książce ocenę…). Autorka znów
świetnie przygotowała się do powieści, oddała urok włoskich uliczek. Sama
historia jednak mnie nie przekonuje. Za to historia Lorenzo urzeka mnie w
całości.
Jak wypada „Igrając z ogniem” na tle pozostałych
książek autorstwa Tess Gerritsen? Właściwie to moja pierwsza powieść autorki spoza
serii „Rizzoli & Isles”. Cóż, w porównaniu ze wszystkimi tomami cyklu,
„Igrając z ogniem” podobało mi się najmniej. A porównania z pozostałymi
książkami bez wspomnianych sympatycznych pań nie mam. Cieszę się, że w ramach
projektu chwyciliśmy po tę książkę, bo od dłuższego czasu zbierałam się, żeby
przeczytać coś Tess bez Jane i Maury. Fajnie, że przy projekcie wreszcie mi się
to udało!
Przeczytane: 30.09.2016
Moja ocena: 7/10
Język: 4,5
Emocje: 3
Pomysł: 3
Akcja: 3,5
Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz