Projekt 5na1 po raz dziewiąty, listopad 2016
No i projekt napotkał na czasową obsuwę :) Nieco później niż zwykle zapraszam do naszych opinii, tym razem o książce Roberto Saviano "Zero zero zero"
Literatura faktu – coś co bardzo lubię i
czego jest u mnie sporo w tym roku. Niemniej do „Zero zero zero” podchodziłam z
dystansem, bo temat narkotyków nie jest mi bliski i jakoś niezbyt pociągało
mnie zgłębianie tego tematu.
No i było ciężko. Na tyle ciężko, że nie
dałam rady przez książkę przebrnąć. Zaczynałam ją kilka razy, ale czytanie tego
męczyło mnie nieziemsko. Irytował mnie język i styl, tematyka nie wciągała. Po
czwartym podejściu odpuściłam.
Z tego co przeczytałam, to ćpa tylu ludzi,
że zastanawiam się, jak świat właściwie funkcjonuje… No i połowa znajomych
każdego z nas też bierze kokę. Chciałabym, żeby któryś z moich znajomych
przyznał mi się do tego, bo do teraz żyję w błogiej nieświadomości i
przeświadczeniu, że nie znam nikogo, kto kokainę zażywa. Takich od trawki to
owszem, kilku bym wskazała, ale serio, o kokainie nic nie wiem.
Z książki wiem też, że ‘wszyscy’ chcą
oszukać (tu: wydymać) ‘wszystkich’. Nie mój język, nie mój styl, nie moje
klimaty. Enigmatyczni są również ci ‘wszyscy’, no ale mówię, narkoświatek to
nie moje rejony, więc może czegoś nie ogarniam.
To, co dałam radę przeczytać niesamowicie
mnie nudziło. Zasypiałam dosłownie po przeczytaniu dwóch stron. Gdybym była
zmuszona do całego jej przeczytania, zajęłoby mi to chyba z pół roku. Nie
dawałam rady czytać tego dłużej niż 15 minut pod rząd.
Niemniej, jeśli ktoś jest tematyką
zainteresowany, to niech nie zniechęca się moją opinią i po książkę sięga. Może
Wam podejdzie bardziej.
Recenzje pozostałych blogerów biorących udział w projekcie znajdziecie tutaj:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz