Ja to zawsze z
jakimś autorem mam problem… Teraz mam właśnie z panią Link i sama nie wiem, czy
wynika to z tego, że trochę za dużo już jej czytam, czy może faktycznie trafiam
na słabsze jej powieści. To, co zachwycało przy pierwszej czy drugiej książce
tej autorki, teraz już mnie irytuje… Problem natomiast polega na tym, że choć
coraz więcej jej powieści wydaje mi się być ‘na jedno kopyto’, to wciągają mnie
one na tyle, że co jakiś czas sięgam po kolejną. Czyli lubię czy nie lubię?
Zacznijmy od
tego, że znów jak dla mnie powieść ta mało ma wspólnego z przypisywanym jej
kryminałem, o wiele zaś bliżej jej do powieści obyczajowej z wątkiem
kryminalnym. To już moja stała uwaga odnośnie powieści Charlotte Link. Naprawdę
nie rozumiem, dlaczego ona sama, czy też wydawcy, upierają się przy tym, by jej
książki trafiały na półkę jako kryminały czy też thrillery.
Powieść napisana
jest lekkim stylem, łatwo się czytającym. Autorce nie można odmówić lekkości w
opisywaniu ludzkich przeżyć, emocji towarzyszących bohaterom czy pojawiających
się uczuć, ale wszystko to jest niesamowicie rozwlekłe. Znów, jak przy
większości jej powieści, mam wrażenie, że wycięcie 150 stron nie zaszkodziłoby
treści, a na pewno pomogłoby mnie, czytelniczce, w lepszym strawieniu „Lisiej
doliny”. Niepotrzebne są mi wszystkie wytłumaczenia i wyjaśnienia, jakie podaje
mi na tacy autorka – i bez jej stronicowego tłumaczenia rozumiem, co się dzieje
i jak wpływa to na bohaterów i rozwój akcji. A nawet jak nie zrozumiem od razu,
to z większą ciekawością będę brnęła w akcję dalej, żeby wreszcie zrozumieć o
co chodzi. Zamiast tej ciekawości i przewracania kartek z przejęciem, pojawia
się nuda i znużenie.
Przywykłam do
tego, że u Link wśród bohaterów zawsze znajdzie się jakaś ciapa – czasem jedna,
czasem całe grono, ale w „Lisiej dolinie” nowinką jest to, że po raz pierwszy
ciapami są faceci, a nie kobiety! Nie wiem, czy można to uznać za plus książki,
bo mogłoby w ogóle obyć się bez ciap (tu dodatkowo z mniejszymi lub większymi
problemami psychicznymi), ale po gamoniowatych kobietach, cierpiętnicach z
zalążkami depresji, gapowaty mężczyzna to zawsze jakaś odmiana. Co prawda, mnie
to akurat irytowało podczas lektury i zamiast litości czy zrozumienia bohaterów
wzbudzało moja złość, ale wychodzę z założenia, że lepsze takie emocje podczas
lektury niż żadne.
Na plus uznaję
dwutorowo prowadzoną narrację – niby nie jest to żadna nowość, ale tu
sprawdziło się to dobrze i ciekawiej się całość czytało.
Nie mogę
powiedzieć, że jest to książka do cna zła lub że zdecydowanie mi się to nie
podobała – jakoś ją przecież przeczytałam… Ale jest coś gorszego, czego książka
nigdy nie powinna mi robić – nie powinna mnie nudzić, a „Lisia dolina” niestety
trochę mnie znudziła.
Nie pierwszy raz
jestem z moją oceną powieści w zdecydowanej mniejszości. Pozytywne opinie o tej
książce zdecydowanie przeważają – jest więc szansa, że Wam się „Lisia dolina”
spodoba.
Przeczytane:
20.02.2016
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz