wtorek, 26 lipca 2016

"Lisia dolina" Charlotte Link (15/2016)

Ja to zawsze z jakimś autorem mam problem… Teraz mam właśnie z panią Link i sama nie wiem, czy wynika to z tego, że trochę za dużo już jej czytam, czy może faktycznie trafiam na słabsze jej powieści. To, co zachwycało przy pierwszej czy drugiej książce tej autorki, teraz już mnie irytuje… Problem natomiast polega na tym, że choć coraz więcej jej powieści wydaje mi się być ‘na jedno kopyto’, to wciągają mnie one na tyle, że co jakiś czas sięgam po kolejną. Czyli lubię czy nie lubię?

Zacznijmy od tego, że znów jak dla mnie powieść ta mało ma wspólnego z przypisywanym jej kryminałem, o wiele zaś bliżej jej do powieści obyczajowej z wątkiem kryminalnym. To już moja stała uwaga odnośnie powieści Charlotte Link. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego ona sama, czy też wydawcy, upierają się przy tym, by jej książki trafiały na półkę jako kryminały czy też thrillery.

Powieść napisana jest lekkim stylem, łatwo się czytającym. Autorce nie można odmówić lekkości w opisywaniu ludzkich przeżyć, emocji towarzyszących bohaterom czy pojawiających się uczuć, ale wszystko to jest niesamowicie rozwlekłe. Znów, jak przy większości jej powieści, mam wrażenie, że wycięcie 150 stron nie zaszkodziłoby treści, a na pewno pomogłoby mnie, czytelniczce, w lepszym strawieniu „Lisiej doliny”. Niepotrzebne są mi wszystkie wytłumaczenia i wyjaśnienia, jakie podaje mi na tacy autorka – i bez jej stronicowego tłumaczenia rozumiem, co się dzieje i jak wpływa to na bohaterów i rozwój akcji. A nawet jak nie zrozumiem od razu, to z większą ciekawością będę brnęła w akcję dalej, żeby wreszcie zrozumieć o co chodzi. Zamiast tej ciekawości i przewracania kartek z przejęciem, pojawia się nuda i znużenie.

Przywykłam do tego, że u Link wśród bohaterów zawsze znajdzie się jakaś ciapa – czasem jedna, czasem całe grono, ale w „Lisiej dolinie” nowinką jest to, że po raz pierwszy ciapami są faceci, a nie kobiety! Nie wiem, czy można to uznać za plus książki, bo mogłoby w ogóle obyć się bez ciap (tu dodatkowo z mniejszymi lub większymi problemami psychicznymi), ale po gamoniowatych kobietach, cierpiętnicach z zalążkami depresji, gapowaty mężczyzna to zawsze jakaś odmiana. Co prawda, mnie to akurat irytowało podczas lektury i zamiast litości czy zrozumienia bohaterów wzbudzało moja złość, ale wychodzę z założenia, że lepsze takie emocje podczas lektury niż żadne.

Na plus uznaję dwutorowo prowadzoną narrację – niby nie jest to żadna nowość, ale tu sprawdziło się to dobrze i ciekawiej się całość czytało.

Nie mogę powiedzieć, że jest to książka do cna zła lub że zdecydowanie mi się to nie podobała – jakoś ją przecież przeczytałam… Ale jest coś gorszego, czego książka nigdy nie powinna mi robić – nie powinna mnie nudzić, a „Lisia dolina” niestety trochę mnie znudziła.

Nie pierwszy raz jestem z moją oceną powieści w zdecydowanej mniejszości. Pozytywne opinie o tej książce zdecydowanie przeważają – jest więc szansa, że Wam się „Lisia dolina” spodoba.

Przeczytane: 20.02.2016
Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz