poniedziałek, 25 lipca 2016

"Brulion Bebe B." Małgorzata Musierowicz (28/2015)


Jeżycjada; tom 6

Z każdą kolejną częścią Jeżycjady utwierdzam się w przekonaniu, że ten cykl jest niesamowity pod wieloma względami.

Po pierwsze, są to przezabawne i urocze książki, pisane dla nastolatek, o nastolatkach, a przy tym są niesamowicie wartościowe, poruszają ważne i poważne problemy i na dodatek trafiają też do dorosłych.

Po drugie, pod płaszczykiem każdej zabawnej sytuacji i każdej pojawiającej się postaci, kryją się ważne sprawy. W „Brulionie” m.in. ukazana jest waga więzi rodzinnych, relacji między najbliższymi.

Po trzecie, urzeka mnie, jak genialne jest przenikanie postaci z powieści na powieść. Wszyscy bohaterowie dorastają wraz z kolejnymi częściami, ci drugoplanowi wychodzą na pierwszy plan, ci pierwszoplanowi stanowią tło kolejnych opowieści. Pani Borejko siwieje, beztroska Gabi zmaga się z trudnym życiem samotnej matki, zaangażowany w wychowanie młodzieży profesor Dmuchawiec nieuchronnie zbliża się ku schyłkowi życia, choć zaangażowania nadal nie można mu odmówić. A kłamczucha pozostaje kłamczuchą. Poza tym, że uważam to ze jeden z genialniejszych zabiegów, jakie można spotkać w przeróżnych cyklach, to niesamowicie mnie to wzrusza. Pod tym względem, w „Brulionie Bebe B.” największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie postać profesora Dmuchawca, schorowanego, coraz bardziej niedomagającego. Tym samym, autorka wskazuje na nieubłagany upływ życia i naturalne, choć nie zawsze przyjemne, koleje ludzkiego losu. Dodatkowo, wszystko to przedstawione jest ze smakiem, z dużym wyczuciem, językiem, który może rozczulić, ale nie bulwersować/ czy zniechęcać zbytnią ckliwością.

Po kolejne, autorka dobrze oddaje klimat i rzeczywistość czasów, kiedy dane historie się dzieją. Choć nie ma tu polityki wprost, to jednak doskonale można zorientować się w warunkach życia w ówczesnej Polsce.

A po jeszcze kolejne, choć zapewne nie ostatnie, choćby nie wiem co się w ‘Jeżycjadzie’ działo, to bije z nich optymizm. Na każdą, nawet trudną sytuację pokazane jest spojrzenie z jasnej, pozytywnej strony. Autorka, poprzez swoich bohaterów wskazuje, że fajniejsze może być dostrzeganie nawet małych plusików w codziennym życiu niż szukanie dziury w całym, a do tego, pokazuje, że wśród szarzyzny naprawdę można odnaleźć powody do uśmiechu.

Z bohaterów „Brulionu” polubiłam Bebe, tą nieco oschłą introwertyczkę. I choć wcale się z nią nie identyfikuję, bo jest ona moim całkowitym przeciwieństwem, bo wzbudziła ona moją sympatię. Irytował mnie natomiast Bernard, choć jego wpisy w brulionie Bebe były przezabawne.

Cieszę się, że tyle Jeżycjady jeszcze przede mną :)

Przeczytane: 20.03.2015
Moja ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz