Początek mocny, potem spore
zwolnienie akcji, odrobina (nawet spora ta odrobina…) męczącej nudy i znów polepszenie
pod koniec, choć bez tak dużych emocji, jak na początku.
Wersja słuchana, audiobook.
Co ważne, słuchana w samochodzie, w drodze do Rosji… No nie powiem, ale po
brutalnym początku opowieści, nogę z gazu nieco ściągnęłam i już się na wschód
tak mocno nie spieszyłam…
Nie polubiłam Rosji po
mojej pierwszej tam wizycie, nie polubiłam również po wysłuchaniu tej książki.
Obraz putinowskiej Rosji wyłaniający się z „Maestra…” nie jest przyjemny. Jak jest kasa, to zapewne nielegalna, jak
kręci się biznes, to kręci się też przekręty, jak jest konflikt, to jest i
spluwa. Co tu lubić?
Jednym z głównych bohaterów
powieści jest Tom Blixen, finansista pochodzący ze Szwecji, od 10 lat
mieszkający w Moskwie. Do jego nielicznych przyjaciół należy Frederik Kastrup,
adwokat, od 12 lat pracujący i wiodący szczęśliwe życie w Rosji. Decyzja Toma o
współpracy z RusOilem, potentatem przemysłu naftowego, zmienia życie obu
przyjaciół. Tu właśnie powinna zacząć się rwąca z kopyta, wciągająca i
niedająca o sobie zapomnieć akcja.
Sama historia ze spółką,
przejmowaniem akcji, dążeniem do posiadania pakietu kontrolnego mogła być
niezła, ale mnie zmęczyła, znudziła. Gubiłam się w tym niejednokrotnie i
początkowo zrzucałam to na moje małe skupienie, ale szybko zauważyłam, że to
nie do końca powód moje zagubienia w akcji. Nie wszystko w powieści jest logiczne,
niekiedy wręcz autor mocno naciąga sytuacje, tak że wydają się one mało realne.
Zakończenie zbyt zachodnioeuropejskie – happy end mało pasujący do reszty
powieści utrzymanej w klimacie Rosji kojarzącej się z przekrętami i władzą
absolutną, która nic sobie nie robi z istnienia zwykłych ludzi.
„Maestro z Sankt
Petersburga” to pierwszy tom trylogii Mroczna Moskwa. Nie wiem, czy mam ochotę
sięgnąć po kolejną część.
Przeczytane: 8.04.2017
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz