No nie,
ciśnienie mi się sporo podniosło po zakończeniu tej lektury. Jestem totalnie
zawiedziona tą książką. Wg mnie, Tochman – reportażysta poległ w tej książce.
Może gdybym nie wiedziała nic o ludobójstwie w Rwandzie, inaczej bym do tego
„dzieła” podeszła, ale po kilku innych lekturach, artykułach, reportażach,
patrzę na „Dzisiaj narysujemy śmierć” bardziej krytycznie.
Żeby nie
było zupełnie negatywnie, zacznę od tego, co mi się podobało. Podobał mi się
język, styl, sposób w jaki Tochman pisał. Wszystkie wydarzenia przedstawione są
bardzo plastycznie, dosadnie, wprost, bez owijania w bawełnę, ale jednocześnie
nie ma tu epatowania cierpieniem, przesadzonych, niepotrzebnych słów. To, co
czytamy jest niesamowicie poruszające, przejmujące, eksploduje bólem. Każda
przedstawiona postać jest tragiczna, niesie z sobą ogromny ból, przepełniona
jest emocjami. Każda historia – jak jątrząca rana.
Przedstawione
wydarzenia są tragiczne, ale należy pamiętać, że są to wydarzenia prawdziwe, a
nie wymyślone przez autora, więc za sam „pomysł” autorowi nie należą się hołdy.
To miał być reportaż, a nie powieść. A niestety, dobrym reportażem to to nie
jest. Przede wszystkim, Tochman jest bardzo stronniczy. Nie był naocznym
świadkiem tych wydarzeń, a opowiada o tym, jakby tam był, wiedział co się
stało, jak się stało. Zadziwiająco łatwo przychodzi mu krytyka misjonarzy i
księży, którzy byli tam, gdy masakra się zaczynała. Niektórzy z nich wyjechali,
inni zostali. Czy to źle, że wyjechali? Czy można kogokolwiek krytykować za to,
że w obliczu ludobójstwa i okropności, które się tam działy, chciał ratować
swoje życie? Że spanikował i gdy mógł ratować swoje życie, to to robił? Sporo
przytoczonych przez Tochmana przykładów jest sprzecznych z informacjami z
innych źródeł. Słowo przeciwko słowu. Jednak dla Tochmana to nie wydaje się być
problemem, dla niego sprawa jest jasna. Winni są misjonarze. Nie wiem, czego
Tochman od nich oczekiwał. Żeby złapali za maczety i tamtych wybijali? Garstka
księży przeciwko rozjuszonym Hutu? To, że zginęłoby kilku księży więcej, nie
powstrzymałoby Hutu przed dalszym mordowaniem, gwałceniem, znęcaniem się nad
Tutsi. No ale widocznie Tochman sądzi inaczej. Dla mnie – niepotrzebny był ten
rozdział o księżach i nie śmiałabym tak stanowczo i negatywnie oceniać kogokolwiek
będącego w tamtej sytuacji. Ale skoro już Tochman podjął się szukania winnych,
to gdzie rozdział o ONZ, dla której to organizacji dokonane ludobójstwo to
jedna z większych (jak nie największych) porażek? Gdzie słowa krytyki przeciwko
krajom Europy, które też jakoś ochoczo nie posyłały tam swoich wojsk?
Uzbrojonych, przeszkolonych wojsk? No tak, misjonarze winni, bo nie wzięli
odwetu. Razi mnie to, że autor jawnie uwziął się na księży, a tym, którzy w
mojej opinii są dużo bardziej winni (ONZ, Europa) uszło praktycznie na sucho.
Kilka rzeczy
w książce przeczy samym sobie. Raz Tochman pisze „piętnaście lat po tamtym, w
autobusie można położyć głowę na ramieniu obcego człowieka i spokojnie
drzemać”, a 10 stron dalej: „Bo Rwanda to kraj strachu. (…) A Rwandyjczyk boi
się drugiego człowieka”. No to jak w końcu jest? Takich rozbieżności jest
kilka.
Niezaprzeczalne
jest to, że książka ta jest obrazem brutalnych, masakrycznych, niewyobrażalnie
złych wydarzeń z historii Rwandy. Nie mieści mi się w głowie jak człowiek
człowiekowi może wyrządzać tak ogromną krzywdę, ból. Nie chce się wierzyć, że
jakikolwiek człowiek mógł w ogóle wymyślić opisywane tam okropieństwa i
„spokojnie” robić to drugiemu człowiekowi. Sąsiad sąsiadowi. Wczoraj się
pozdrawiali na ulicy, dziś brutalny, zwierzęcy mord, a jutro kat będzie
spokojnie na ulicy mijał żonę swojej ofiary. To przeraża, mrozi krew w żyłach.
Pozbawienie kogoś życia jest rzeczą niewybaczalną, ale takie katowanie, takie
znęcanie się, maltretowanie, gwałcenie w barbarzyński sposób… Nie wiem nawet
jak to nazwać. Przy tym wszystkim, kulka w łeb wydaje się być luksusem i
śmiercią, za jaką Rwandyjczycy mogli tylko „tęsknić”.
Daję 5/10.
Byłoby mniej, ale na plus jest język, wzbudzane emocje, sposób w jaki autor
przedstawił te tragiczne wydarzenia.
Przeczytane: 31.03.2014
Moja ocena: 5/10