Cykl: Teodor Szacki; tom 2
Bezgranicznych zachwytów, w jakie obfitują recenzje tej powieści, u mnie nie będzie.
Bezgranicznych zachwytów, w jakie obfitują recenzje tej powieści, u mnie nie będzie.
Niestety, nie podoba mi się metamorfoza jaką przeszedł prokurator
Szacki. Nie lubię go, choć po „Uwikłaniu” miałam nadzieję, że będzie odwrotnie.
Z nieco zrezygnowanego, spokojnego ojca rodziny, który owszem,
pobłądził w „Uwikłaniu”, w drugiej części stał się aroganckim, nie dbającym o
siebie, sypiającym z kim popadnie gburem i mizoginem (nie wiem, czy to
Miłoszewski ma problem z kobietami, czy jedynie Szacki). Jest niesympatyczny i
bardziej zarozumiały niż w pierwszej części.
Nie wiem, co jest poglądem Miłoszewskiego, a co jedynie Szackiego, ale Sandomierz
z „Ziarna prawdy” jest miejscem nieciekawym, absolutnie nie zachęcającym mnie
do odwiedzin tego miasta. Małomiasteczkowy, zaściankowy klimat, zacofani
mieszkańcy, którym wszystko jedno jak zakończy się sprawa morderstw. Nawet ci
Sandomierzanie profesjonalni być nie potrafią, nie to co w Warszawie.
Zdrobniale nazywana szefowa, pani prokurator traktująca ofiarę morderstwa zbyt
osobiście. Jak Klara jest blondynką, to w oczach Szackiego inteligentna być nie
może. Jak katolik, to tylko najgorszy, zagorzały narodowościowiec, wróg Żydów.
No stereotyp za stereotypem i tak przez większość powieści. No, zacofanie na całego. Bardzo, ale to
bardzo drażniło mnie przez całą książkę takie uogólnianie, stereotypowe
podejście do niejednego tematu.
Mam też wrażenie, że sam Miłoszewski, zachęcony sukcesem „Uwikłania”,
nieco sobie pofolgował i pozwolił sobie na sporo więcej w „Ziarnie prawdy”, co
niestety nie poszło w parze z lepszymi efektami, jeśli chodzi o język i styl
powieści. Niektóre z metafor lub całych fragmentów tekstu przypominały
rozprawkę tudzież referat licealisty. No taki poziom. Owszem, cała powieść taka
nie była, ale wydaje mi się, że w „Uwikłaniu” tego nie było, że autor jednak
bardziej się starał. A tu niektóre momenty potraktowane były po macoszemu –
byle coś napisać. A scena jedzenia „ptysiulków”? Co to w ogóle było? Po co?
Żeby nie było, że są same minusy – plusy jakieś też są. Powieść wciąga,
szybko się czyta. Sama historia kryminalna jest dobra, podobała mi się. Nie
spodziewałam się takiego rozwiązania, ani nawet niektórych historii po drodze. Pod
tym względem nie mam powieści nic do zarzucenia.
Podsumowując – pomysł dobry, ale wykonanie – nie
powaliło mnie, a wręcz rozczarowało, po tych wszystkich zachwytach, jakich o
książce się nasłuchałam.
Przeczytane: 31.01.2015
Moja ocena: 5/10