wtorek, 21 listopada 2017

"Epifania Wikarego Trzaski" Szczepan Twardoch (64/2017)


A ja jeszcze nic Szczepana Twardocha nie czytałam. I pewnie nie ma się czym chwalić, ale tak wyszło. Autor na liście był już od dawna (choć nie wiem czemu, ale podświadomie odkładałam go cały czas ‘na później’), a że u brata w biblioteczce wikarego Trzaskę wypatrzyłam… No sami wiecie.
Pierwsze wrażenie można zrobić tylko raz, cieszę się więc, że w przypadku Szczepana Twardocha było ono pozytywne. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsza powieść autora i że w pisarstwie Twardocha sporo mogło ulec zmianie („Epifania” ukazały się 10 lat temu), ale wiem też, że mogę sobie sporo obiecywać po tym, co tu wyczytałam (i oby nie były to płonne nadzieje).

Lubię, jak nie muszę zmagać się z dziwactwami językowymi podczas lektury, więc „Epifania” czytało mi się naprawdę dobrze. Przyzwoity kunszt językowy, nienaganny styl i świadomość tego, że w kolejnych powieściach może być tylko lepiej.

Trochę tu czarnego humoru, nieco groteski, a to wszystko połączone z aspektami duchowości i wiary. Trudno powiedzieć coś więcej bez zdradzania szczegółów fabuły.

Cieszę się, że wreszcie za Twardocha się wzięłam, i że zaczęłam od akurat tej niedużej powieści.  

Przeczytane: 3.08.2017
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz