To nie będzie popularna
opinia, bo wbrew wszechobecnym zachwytom nad tą książką.
Mam problem z oceną tej
książki. Większość wysokich ocen i pozytywnych opinii tej opowieści skupia się
i podkreśla niezwykłość opisanej historii. Tyle tylko, że sama historia nie
jest zasługą autora, bo wydarzyła się naprawdę. Tak to bywa najczęściej –
najbardziej dramatyczne historie pisze życie.
Mąż, żona, kochanka,
zdrada, wielka miłość, tragiczny finał. Ja nie znałam tej historii z gazet, nie
wiedziałam więc jak się skończy. Skończyła się naprawdę tragicznie i to mną
wstrząsnęło.
Rzecz dzieje się w Czarnej,
małej mieścinie, w której każdy zna każdego i nic się przed sąsiadem nie
ukryje, wszyscy wiedzą o sobie wszystko. Prowincja nie ułatwia romansu i choć
sądzę, że sam fakt romansu z zamężną osobą nie różni się niczym w małej
mieścinie i dużym mieście, to jednak w tej pierwszej trudniej chyba ukryć to
przed światem.
To nie jest powieść, to tragedia
naprawdę istniejącej rodziny, jedynie przebieg rozmów i myśli bohaterów są
wymysłem autora. A autor postawił na stereotypy – jak prowincja, to sami głupcy
i zacofańcy, jak zdradzana żona – to nieatrakcyjna i monotonna. Opisy seksu,
niejednokrotnie wulgarne – po co? Po to, żeby pokazać kontrast między oziębłą
(?) żoną a wyzwoloną kochanką, której niestraszne miłosne uniesienia w
miejscach publicznych? Kolejny stereotyp. Nie przekonuje mnie to ani odrobinę. Do
tego dzieci Jeremiego – córki i syn. Trudno, żeby żywiły ciepłe uczucia do
kochanki ojca. Ale autor przedstawił je tak, że wyszły żądne krwi potworki. Czy
takie były w rzeczywistości? Nie wiem i wątpię, żeby wiedział to sam autor.
Najbardziej prawdopodobną
postacią wydała mi się Maria. Jej osamotnienie i fatalne zauroczenie. Musiała
być naprawdę w jakiś sposób opętana uczuciem, by stało się to, co się stało.
Na plus konstrukcja
językowa, jaką stworzył Kuczok, choć zdaję sobie sprawę, że niektórych może to
drażnić. Nie chodzi mi o same słowa - ze wspomnianymi opisami nieatrakcyjności
żony i seksu z Marią, autor nieco popłynął – ale właśnie o konstrukcję, grę słów.
Krótkie sceny, trochę neologizmów, monologi. Tylko niepotrzebne wulgaryzmy mącą
całokształt.
Cały czas nie opuszcza mnie
jedna myśl – to wydarzyło się naprawdę. Ta rodzina istnieje. Co myśli żona,
która czyta o swoich obwisłościach? Co czuje mąż, który zdradził, przyczynił
się do nieszczęścia, ale wie, że takich słów jak w „Czarnej” nie powiedział, a
jego relacja z Marią była jednak inna? A córki, kiedy czytają o sobie? Po co ta
historia ujrzała światło dzienne w takiej formie?
Przeczytane: 22.07.2017
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz