piątek, 15 września 2017

"Samsara. Na drogach, których nie ma" Tomek Michniewicz (53/2017)

Mam mieszane uczucia. Nie czytałam nic innego tego autora, więc nie wiem jeszcze, czy styl z “Samsary…” jest u niego taki zawsze, czy to tylko tu. Początkowy chaos i zbyt duży luz nie nastawiły mnie dobrze. Potem trochę przywykłam, ale tego nie polubiłam. Momentami autor sprawiał wrażenie nieco zarozumiałego, aroganckiego, „jakim to dzielnym backpackerem jestem”. Jakby kpił z innych podróżników i stawiał się ponad nimi.

Roger, czyli wewnętrzne 'ja' autora, też nie pomógł w zdobyciu mojej sympatii.
„To jest ten moment, kiedy muszę wam chyba przedstawić Rogera. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, Roger jest moim wyimaginowanym przyjacielem (…) Roger to uczucie, które mi czasem mówi, że coś jest nie w porządku i trzeba uciekać. Nazywajcie to, jak chcecie – intuicją, przeczuciem, lękiem, paniką. To bez znaczenia. Roger na co dzień siedzi cicho i nie odzywa się. Ale czasami zaczyna drzeć mordę, gdy wyczuwa, że coś jest poważnie nie tak.”

Wstawki typu „Trzymaj się tatusia, wejdziemy od drugiej strony”, wypowiadane do towarzysza podróży jeszcze sprawę pogarszały.

Zmanierowanie zbyt duże, jak dla mnie. Po tej książce mogłabym powiedzieć, że wielkim pisarzem to autor nie jest, ale dam mu jeszcze kiedyś szansę. Ocena 6/10 tylko dlatego, że Azję lubię i przyjemnie było zdjęcia pooglądać.

Przeczytam jeszcze ze dwie książki „podróżnicze” na takim poziomie i nabiorę przekonania, że i ja książkę mogę napisać…

Przeczytane: 1.07.2017
Moja ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz