Świat Dysku; tom 4
(Cykl o Śmierci)
Tak rzadko czytam Pratchetta i sama się zastanawiam czemu. Tej lekturze towarzyszyło mnóstwo niekontrolowanych wybuchów śmiechu. Czytałam na plaży; dobrze, że to już koniec sierpnia był i ludzi mało, to śmiejący się parawan nie wzbudzał większego zainteresowania.
Groteska i absurd, Śmierć robiąca sobie wakacje i chłopak, z którym nie bardzo wiadomo co zrobić – Mort, który u Śmierci ma terminować. U Śmierci – bo za bardzo nikt inny nie chce go do siebie na przyuczenie zabrać. I tak właśnie zaczynają się przygody Morta, Śmierci i jego bliskich.
Śmierć w Świecie Dysku jest bardzo… ludzka. I urocza poniekąd. Ma konia, Pimpusia. Powiedzcie sami – jak nie wybuchnąć śmiechem, kiedy koń Śmierci zwie się Pimpuś?
Pod koniec już tak śmiesznie nie było; nie chcę powiedzieć, że mnie ta druga część nudziła, ale nie czytało mi się tego już tak sprawnie, jak początku. Całość jednak podobała mi się niezmiernie i nadal nie wiem, czemu Pratchetta nie czytam częściej.
Na koniec pokażę Wam jeden
z pierwszych fragmentów, przy którym się pośmiałam:
„Po
pięciu minutach Mort wyszedł od krawca ubrany w luźną brązową szatę
nieokreślonego kształtu. Nie została odebrana przez poprzedniego właściciela –
czemu trudno się dziwić – i miała akurat dość miejsca, żeby chłopiec mógł
dorastać w jej wnętrzu. Pod warunkiem, że zamierzał wyrosnąć na
dziewiętnastonogiego słonia.
Ojciec
przyjrzał mu się krytycznie.
–
Bardzo ładna – mruknął. – Jak na swoją cenę.
–
Drapie – poskarżył się Mort. – Mam uczucie, że są tu ze mną różne inne...
cosie.
–
Tysiące chłopców byłoby bardzo wdzięcznych za taki ładny, ciepły... – Lezek
zastanowił się i po chwili namysłu zrezygnował – ...ubiór.
–
Mógłbym go z nimi nosić na zmianę? – spytał Mort z nadzieją.”
Przeczytane: 28.08.2017
Moja ocena: 8/10
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz