sobota, 9 kwietnia 2016

5na 1 "Ekspozycja" Remigiusz Mróz (23/2016)

„Ekspozycja” to moje drugie spotkanie z Remigiuszem Mrozem. I niesamowicie się cieszę, że drugie, nie pierwsze. Bo gdyby było pierwsze, to nie miałabym najmniejszej ochoty na lekturę kolejnych powieści pana Mroza, a tych jest niemało. „Kasacją”, Chyłką i Zordonem byłam zachwycona. Ba, trzy miesiące po lekturze nadal jestem zachwycona. Publicznie na blogu wyznawałam miłość Chyłce, z niemałą obawą (żeby nie zapeszyć) chwaliłam nowego dla mnie autora, samą powieść wychwalałam pod niebiosa. W opinii, którą zaraz przeczytacie – tego nie będzie. Gdyby nie to, że przesądna nie jestem, to powiedziałabym, że jednak zapeszyłam.

Przez cały czas podczas czytania „Ekspozycji” zastanawiałam się czy czytam kryminał czy powieść przygodową. Autora poniosła fantazja.

Owszem, trzeba przyznać, że powieść wciąga, czyta się szybciutko, pochłania wręcz. Mam jednak wrażenie, że nawet gdyby była uboższa o kilka nieprawdopodobnych historii wciągałaby niemniej.

Chciałam zacząć od nawiązania do fabuły, ale dzieje się tam tyle, że trudno to ująć w kilka słowach. Wspomnę tylko, że zaczyna się od znalezienia zwłok na szczycie Giewontu, następnie akcja dryfuje przez Polskę, Białoruś, Rosję, zahacza o Stany Zjednoczone, BOR, FSB, KGB, CBŚ, by pokrętnymi ścieżkami z odrealnionymi do cna historyjkami doprowadzić nas do zaskakującego końca.

Bohaterowie – i tu nie jest wcale lepiej. Pani dziennikarka Szrebska – nijaka. Nie wiem, dlaczego uchodziła za wspaniałą reporterkę, bo autor poza stwierdzeniem, że tak było, nie zechciał tego uargumentować.

No i Forst… Cóż, z tym panem to my się chyba jednak nie polubimy. Co prawda, do znielubianego przeze mnie Harrego Hole (nie bijcie, proszę) sporo mu brakuje, ale porównania obu panów kilkakrotnie podczas lektury z tyłu głowy gdzieś mi się pojawiały. Obaj przekorni, z pociągiem do alkoholu (choć u Forsta wydaje się to być pod kontrolą, w przeciwieństwie do nałogu Harrego), na bakier z regułami służb, w których pracują. Różnica między nimi jest jednak istotna – Forst zdecydowanie nie jest tak zdegenerowaną i stoczoną postacią jak Hole. Forst to taki wesołkowaty cwaniaczek, seksoholik, erotoman, nieco pajacowaty komisarz, który z największych opresji wychodzi obronną ręką – jakim cudem się tak dzieje? Pojęcia nie mam. Wiem za to, że autor postanowił komisarza Forsta obdarzyć nadprzyrodzonymi wręcz mocami –  jest niezniszczalny niczym Superman, pomysłowy jak MacGyver. I do tego z rosyjskimi kafarami rozprawia się nie gorzej niż sam Strażnik Teksasu.

Żeby jednak nie było tylko negatywnie, to dorzucę plusa.

Plusem (chyba jedynym, ale za to znaczącym) jest tematyka i praca, jaką autor włożył w to, by powieść zawierała ciekawy wątek historyczny. Można przecież napisać kryminał, wciągający, zawiły, po prostu dobry, ale bez żadnych dodatkowych historii. Wystarczy dobry pomysł na zagadkę, bystry detektyw (tudzież prawnik, policjant, prokurator), nieco talentu pisarskiego i voilà, mamy bestseller. Takich powieści jest mnóstwo, dlatego też zawsze doceniam gdy poza samą zagadką kryminalną autor pracuje nad tłem powieści powiązanym z historią, z prawdziwymi wydarzeniami; nad czymś więcej niż „zabił, było ciekawie i go złapali”. Zwoje z Qumran, od czasu kiedy sama tam byłam i groty widziałam, to temat niezwykle dla mnie interesujący. Nie wiem o nich przesadnie dużo, ale takie niezgłębione historie niesamowicie mnie fascynują. A jeśli dodatkowo są powiązane z Izraelem bądź ogólniej, terenami Ziemi Świętej, to już w ogóle wsiąkam w takie opowieści całkowicie. Do tego autor znalazł sposób (dość pokrętny, ale jednak…) by powiązać to z rzezią wołyńską. Więc ode mnie plus za tematykę i za pracę autora włożoną w zgłębienie tematu.

Autorowi udało się jeszcze jedno – po zakończeniu lektury siedziałam przez moment oszołomiona, z oczami otwartymi zdecydowanie zbyt szeroko jak na północ i po chwili przerzucałam stronę w tył by raz jeszcze przeczytać co przeczytałam. A to nieczęsto mi się zdarza. Zakończenie zaskakujące niesamowicie. Autentycznie, odjęło mi mowę na kilka chwil po tym co przeczytałam.

Trudno mi uwierzyć, że „Ekspozycję” i „Kasację” napisał ten sam autor.

Niewybredne żarty, uszczypliwe odzywki – niby jak w „Kasacji” ale mniej finezyjnie, żarty już nie takie wyszukane. Bardziej to toporne, sztuczne, naciągane.

Po „Kasacji” miałam ochotę od razu kupić wszystko co wyszło spod pióra Remigiusza Mroza, tymczasem po „Ekspozycji” rozważam dłuższy odpoczynek od tego autora.

Przeczytane: 3/04/2016
Moja ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz