Ugh. Straszne to było.
Już od początku miałam ochotę rzucić książkę w kąt. Żałuję, że jednak tego nie zrobiłam i zmęczyłam ją do końca. Wolę po stokroć czytać panią Link z jej durnymi kobiecymi postaciami niż coś tego typu (z mega durnymi męskimi postaciami).
Książka niesamowicie wulgarna, z przekleństwami co kilka słów. Pasuje to do pustego, nijakiego życia głównego bohatera, Jakuba, którego celem życia jest zaliczanie kolejnych panienek (słowo „zaliczenie” jest nad wyraz kulturalne, w porównaniu ze słownictwem z książki) . A panienki te same mu się do łóżka pchają. Język pasuje do życia bohatera, ale niestety, mi nie odpowiada wcale.
Nie wiem, o czym ta książka miała być. Mamy głównego bohatera, Jakuba, lekarza. Jakub jest rozwiedziony, ma jedenastoletniego syna, Mateusza. W powieści są też przyjaciele ojca i syna. Jakub i jego kumple zachowują się jak rozpuszczone bachory, dziecinnie i głupio, Mateusz i jego kumple zachowują się jak niemądrzy dorośli. Wszyscy równo klną jak szewcy. Nie wiem, czemu mają służyć przekleństwa jedenastolatka. Nie tylko mężczyźni są tu durni. Kobiety również – nie ma w książce chyba bohaterki płci żeńskiej, która nie uległa Kubie. Każda jedna, hyc i już jest w jego łóżku.
A zakończenie… Mój Boże! Porażka w czystej postaci. Kompletnie nie pasujące do wszystkiego co było wcześniej – nagle wulgarny czterdziestolatek odkrywa, że miłości uczyć się może od syna. Serio? Ckliwe mądrości po blisko trzystu stronach? Absolutnie tego nie kupuję, resztki jakiejkolwiek nadziei dla tej książki zostały pogrzebane wraz z zakończeniem.
Pominę już nieudane zabiegi stylistyczne (dla przykładu – momentami brak interpunkcji, pomysł z jednozdaniowymi wypowiedziami czy myślami bohaterów ciągnącymi się czasem przez dwie strony).
Mogłabym znaleźć jeszcze wiele argumentów przeciwko tej książce, ale najzwyczajniej szkoda mi czasu i tej książce nie zamierzam poświęcić już więcej czasu. Żałuję straconych kilku dni na tę książkę.
Przeczytane:23.03.2017
Moja ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz