Coś poszło nie tak. A mogło
być ciekawie.
Nie podobało mi się to. Nie
podobał mi się język, styl, na jaki silił się autor. Nie mogłam skupić się na
treści, bo język skutecznie mi przeszkadzał. Gdyby było to dłuższe, to miałabym
problem ze skończeniem.
Prawie że atlas przyrodniczo-ornitologiczny
z tego wyszedł, tylko zdjęć ptaszków i roślinek brak. Ale nazw łacińskich to i
owszem, całkiem sporo. Tyle tylko, że to książka o drodze, nie o ptaszkach.
Tytułowa droga 816 to „Nadbużanka”, biegnąca wzdłuż granicy polsko-białoruskiej
i polsko-ukraińskiej. Dalej już tylko Bug, wschód, nie-Unia, prawosławie,
„tam”.
Liczyłam na literaturę
faktu, dostałam pretensjonalne, niemalże pretendujące do miana poezji opisy
wewnętrznych przeżyć i odczuć autora. Właśnie, za dużo autora w tej książce.
Przecenia chyba swoją rolę i swoje bycie „tam”.
„Nie
mogą uwierzyć, że ktoś idzie pieszo. Z Horodła do Terespola. Że nie samochodem,
chociaż autobusem. Patrzą z politowaniem, niektórzy stukają się w głowę. Nie
rozumieją, dlaczego ten cudak właśnie nie jest w pracy i nie zarabia pieniędzy.
Znikają w chałupach, by opowiedzieć domownikom w napotkanym dziwie”. (s.50)
A mnie się wierzyć nie
chce, że tamtejszy mieszkaniec, który sam jest w domu, dziwi się, że jakiś
pieszy, przechodzień, w pracy nie siedzi, tylko wędruje.
„Za
wysokim wezgłowiem jednego z nagrobków krucha babuleńka poutykała rozmaite
przyrządy do pielęgnowania pamięci o zmarłych: pastę, szmatę, szczotki i
miotełkę.” (s.44)
Nieco autor spłycił to, co
uważam za pielęgnowanie pamięci o zmarłych.
Do tego katolicy są średnio
fajni, bo przecież wszyscy z nich niszczą to, co prawosławne. Prawosławni to
już co innego, dobrzy, dbają o swoją kulturę. Ja jednak wolę myśleć, że Wschód
to przenikanie się kultur, a nie ich przeciwstawianie.
Cierpliwości do czytania
życzę, jeśli ktoś z Was zechce jednak po tę książkę sięgnąć.
Przeczytane: 15.11.2017
Moja ocena: 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz