Jeżycjada; tom 6
Z każdą kolejną częścią Jeżycjady utwierdzam się w przekonaniu, że ten cykl jest niesamowity pod wieloma względami.
Po pierwsze, są to przezabawne i urocze książki, pisane dla nastolatek,
o nastolatkach, a przy tym są niesamowicie wartościowe, poruszają ważne i
poważne problemy i na dodatek trafiają też do dorosłych.
Po drugie, pod płaszczykiem każdej zabawnej sytuacji i każdej
pojawiającej się postaci, kryją się ważne sprawy. W „Brulionie” m.in. ukazana
jest waga więzi rodzinnych, relacji między najbliższymi.
Po trzecie, urzeka mnie, jak genialne jest przenikanie postaci z
powieści na powieść. Wszyscy bohaterowie dorastają wraz z kolejnymi częściami,
ci drugoplanowi wychodzą na pierwszy plan, ci pierwszoplanowi stanowią tło
kolejnych opowieści. Pani Borejko siwieje, beztroska Gabi zmaga się z trudnym
życiem samotnej matki, zaangażowany w wychowanie młodzieży profesor Dmuchawiec
nieuchronnie zbliża się ku schyłkowi życia, choć zaangażowania nadal nie można
mu odmówić. A kłamczucha pozostaje kłamczuchą. Poza tym, że uważam to ze jeden
z genialniejszych zabiegów, jakie można spotkać w przeróżnych cyklach, to
niesamowicie mnie to wzrusza. Pod tym względem, w „Brulionie Bebe B.”
największe wrażenie zrobiła na mnie właśnie postać profesora Dmuchawca,
schorowanego, coraz bardziej niedomagającego. Tym samym, autorka wskazuje na
nieubłagany upływ życia i naturalne, choć nie zawsze przyjemne, koleje
ludzkiego losu. Dodatkowo, wszystko to przedstawione jest ze smakiem, z dużym
wyczuciem, językiem, który może rozczulić, ale nie bulwersować/ czy zniechęcać
zbytnią ckliwością.
Po kolejne, autorka dobrze oddaje klimat i rzeczywistość czasów, kiedy
dane historie się dzieją. Choć nie ma tu polityki wprost, to jednak doskonale
można zorientować się w warunkach życia w ówczesnej Polsce.
A po jeszcze kolejne, choć zapewne nie ostatnie, choćby nie wiem co się
w ‘Jeżycjadzie’ działo, to bije z nich optymizm. Na każdą, nawet trudną
sytuację pokazane jest spojrzenie z jasnej, pozytywnej strony. Autorka, poprzez
swoich bohaterów wskazuje, że fajniejsze może być dostrzeganie nawet małych
plusików w codziennym życiu niż szukanie dziury w całym, a do tego, pokazuje,
że wśród szarzyzny naprawdę można odnaleźć powody do uśmiechu.
Z bohaterów „Brulionu” polubiłam Bebe, tą nieco oschłą introwertyczkę.
I choć wcale się z nią nie identyfikuję, bo jest ona moim całkowitym
przeciwieństwem, bo wzbudziła ona moją sympatię. Irytował mnie natomiast Bernard, choć jego wpisy w brulionie Bebe były
przezabawne.
Przeczytane: 20.03.2015
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz