Uwielbiam czytać wszystko, co wychodzi spod pióra
(tudzież klawiatury) Marcina Mellera. Zgadzam się z nim w większości tego, co
pisze, a nawet jak się nie zgadzam, to bardzo podoba mi się to, jak o tym pisze.
Nie czytam na bieżąco jego felietonów, więc ich zbiory w postaci książek są
przeze mnie wyczekiwane i chłonięte w pośpiechu. Tym razem chłonęłam uchem –
Wojciech Mecwaldowski idealnie nadaje się do czytania takich rzeczy.
Tematyka felietonów różna - polityczna, kulturalna, obyczajowa, prywatna. Każda z perspektywy dzisiejszych wydarzeń, jak i w odniesieniu do PRL. Trochę więc wspominków, jak to kiedyś było, trochę refleksji z młodości autora. Trafne spostrzeżenia, Marcin Meller jest niezłym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości i potrafi swe spostrzeżenia opowiedzieć zabawnie i błyskotliwie.
Tematyka felietonów różna - polityczna, kulturalna, obyczajowa, prywatna. Każda z perspektywy dzisiejszych wydarzeń, jak i w odniesieniu do PRL. Trochę więc wspominków, jak to kiedyś było, trochę refleksji z młodości autora. Trafne spostrzeżenia, Marcin Meller jest niezłym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości i potrafi swe spostrzeżenia opowiedzieć zabawnie i błyskotliwie.
Ze śmiechu płakałam nie raz. Nie raz w duchu (a czasem i
na głos) rzucałam „no właśnie!”
Lubię za sarkazm, za ironię, dystans autora do siebie,
cięty język.
Polecam. Czysta przyjemność!
Przeczytane: 18.09.2017
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz