Zaczynam mieć wrażenie, że Charlotte Link może
„powalić” czytelnika, ale zwłaszcza takiego, który dopiero sięga po jej
książki. Po którejś kolejnej jej książce, to co jako "inne" zaskakuje
na początku, po kolejnych książkach przestaje już być "inne" i staje
się znane. To moja trzecia książka tej autorki – oceniam ją troszkę niżej niż
„Echo winy”, ale zdecydowanie lepiej niż nieszczęsny dla mnie „Dom sióstr”.
Powieść jest lekka, szybko się czyta, ale momentami
zbyt rozwlekła. Niektóre wątki są wałkowane do znudzenia. Ostatnie 100 stron
można by spokojnie zamienić na 30, bez straty dla książki. Po drodze też dałoby
się troszkę wyciąć i zamiast 560, książka mogłaby mieć stron 400 i zapewne
niczego by jej nie brakło.
Irytowała mnie Ricarda. Nieznośne, rozpuszczone
dziecko. Przykro mi też trochę, że jak już jakaś moja imienniczka zdarzy się w
książce, to tak jak Evelin tutaj, okazuje się być troszkę ciapowatą albo po prostu,
nie do końca pozytywną bohaterką :) Postać Phillipa też jakaś taka naciągana...
Generalnie, grona przyjaciół takiego jako bohaterowie „Przerwanego milczenia”
to ja bym mieć nie chciała, dziękuję serdecznie za takich „przyjaciół”.
Momentami język był tak sztuczny i nienaturalny, że
nie wierzę, że ktoś tak mówi. Całkiem prawdopodobne, że to wina tłumaczenia,
ale nie wiem, co tłumaczka sobie myślała wstawiając wszelakie, nieużywane zbyt
często odmiany słowa „przedsięwziąć” (pojawiło się więc m. in. „przedsiębrałam”,
„przedsiębierzesz”, „przedsiębiorę”).
Dla mnie to bardziej powieść obyczajowa z wątkiem
kryminalnym, niż kryminał. Powieść nie najgorsza, przeczytać można, ale nie ma
tu nic bardzo oryginalnego, zaskakującego.
Przeczytane: 20.02.2015
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz