Wynudziła mnie ta książka… Czytałam ją fragmentami przez naprawdę
długi, długi czas.
Tematyka niby ciekawa, więc optymistycznie zabierałam się do tej
lektury.
Mam wrażenie, że książka pisana była przez autorkę tak trochę dla
siebie. Jako pamiętnik, zbiór myśli ‘na później’, żeby za kilka lat dobrze
pamiętać, jak to w tym psychiatryku było.
Książka wciągała mnie jedynie momentami, po czym dana opisywana
sytuacja niejednokrotnie była urywana, nie wiemy co się działo dalej, a to mi
przeszkadzało. Grupa idzie do teatru, dla wszystkich to przerażająca sytuacja,
wracając gubią terapeutkę, zatrzymują się przy markecie, który również ich
przeraża. I koniec, urwane. Czy wrócili, jak wrócili – nie wiadomo. Jasne, że z
kolejnej sceny można się domyślić, że wrócili, ale naprawdę mnie zainteresowało
to JAK wrócili, czy nikt zwariował bardziej (bo z opisów wcześniejszych
wyglądało, że jest to prawdopodobne).
Pod koniec niektóre historie wciągnęły mnie ciut bardziej, ale nadal
bez szału.
Całość podpada bardziej pod styl reporterski niż pod powieść, ale znów
reportażem do końca to też nie jest.
Opisywane przypadki są niewątpliwie poruszające, z pewnością
bohaterowie przeżyli różnego rodzaju traumy. Tym bardziej mi żal, że książka
mnie nie wciągnęła i nie poruszyła tak, jak na to liczyłam.
Nie jest jednak tak, że książki nie polecam. Wierzę, że znajdzie się
spora liczba czytelników, którym będzie to odpowiadać.
Przeczytane: 7.01.2015
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz