piątek, 27 marca 2015

"A.B.C." Agatha Christie (30/2015)

Pierwsza dama światowego kryminału potwierdza, że przypisany jej tytuł należy jej się bez dwóch zdań.

Kryminał na poziomie innych jej powieści, które do tej pory czytałam. Standardowo, zgadnąć kto jest sprawcą zbrodni nie sposób (przynajmniej dla mnie). Podobało mi się tutaj, że morderca bawi się z Poirotem w kotka i myszkę i to, że ilość popełnionych zbrodni zależeć miała nie tylko od samego przestępcy ale również od Poirota – od tego jak szybko wydedukuje kto się za tymi sprawkami kryje. Oczywiście, Herkules Poirot znów wykazał się niezwykłymi zdolnościami dedukcyjnymi. Czyli wszystko w powieści było tak, jak być powinno. 

Przeczytane: 25.03.2015
Moja ocena: 7/10

środa, 25 marca 2015

"Słodka przynęta" Ian McEwan (29/2015)

Nie bardzo wiem, jak ocenić i opisać książkę, która nie wzbudziła we mnie żadnych, kompletnie żadnych emocji. Ani mi się podobała, ani nie podobała. Bardzo nijaka.
Wysłuchałam audiobooka, dobrze czytanego przez Marię Seweryn i to właściwie pozytywna rzecz, jaką mogę o „Słodkiej przynęcie” powiedzieć, choć szkoda, że to co pozytywne, nie dotyczy samej treści książki.

Sam początek nawet mnie zaintrygował – lata 70. XX wieku, Wielka Brytania, młoda kobieta, wybierająca się na nietypowe wówczas dla kobiety studia matematyczne, do tego uwielbiająca czytać, rozpoczynająca się powoli jej kariera szpiegowska. Miało to potencjał, ale efekt końcowy w moim odczuciu jest kiepski. Wyszła z tego nieco przegadana, z wieloma nie wiadomo po co opowiedzianymi wątkami powieść obyczajowa. Fakt, że bohaterka jest szpiegiem, nie czyni z książki powieści szpiegowskiej.

Główna bohaterka, Serena, wydawała mi się dość sztuczną i naciąganą postacią. Nie pasowały mi do niej historie, które ją spotykały. Nawet jej młody wiek mi do niej nie pasował – w którymś momencie w książce padło, że Serena ma 23 lata, i muszę przyznać, że bardzo mnie to zaskoczyło. I to właściwie, oraz zakończenie, to jedyne rzeczy, które mnie w powieści zaskoczyły. Trochę mało jak na całą powieść. A skoro mowa o zakończeniu – no to jak wspomniałam – dla mnie zaskoczenie. Choć szczerze mówiąc, przez chwilę zwątpiłam, czy to na pewno koniec. Brakowało mi reakcji Sereny na to, co zostało powiedziane. Niemniej, element zaskoczenia był i to jest na plus tej powieści.

Przeczytane: 24.03.2015
Moja ocena: 5/10 

piątek, 20 marca 2015

"Księżniczka z lodu" Camilla Läckberg (27/2015)

Saga o Fjällbace; tom 1

Podobało mi się.
Z kryminałami mam tak, że oceniam je z dwóch punktów widzenia – po pierwsze jako powieść w ogóle, skupiając się na języku, stylu pisania, bohaterach, sposobie prowadzenia akcji, umiejscowienie jej, itp., a po drugie – na samym wątku kryminalnym, pomyśle autora na historię.
W „Księżniczce z lodu” zdecydowanie podobało mi się to pierwsze. Drugie uważam za dobre, aczkolwiek nie wybitne czy też powalające na kolana.

Spodobał mi się styl i język jakim posługiwała się autorka (to moja pierwsza książka Läckberg, więc nie wiem, czy podobny styl jej we wszystkich jej książkach).
Akcji i wątkowi kryminalnemu nie mam nic konkretnego do zarzucenia, było to ciekawe, interesujące, ale nie zwala z nóg. Choć właściwie słowo ‘akcja’ nie do końca tu pasuje. Sama historia dzieje się dość wolno. Nie ma nagłych, zaskakujących zwrotów akcji. Nie ma genialnych, przychodzących znikąd pomysłów głównych ‘śledczych’ (co wg mnie jest dużym plusem). Ale to właśnie, w kontekście małego miasteczka, w którym to wszystko się dzieje, podobało mi się.
I choć tutaj wszystko właściwie jest zwyczajne – małe miasteczko, zwykli mieszkańcy, zwyczajne życie – to nic nie było nudne i razem zgrywało się w spójną całość.

O kolejnych częściach słyszałam sporo negatywnych opinii, ale zachęcona „Księżniczką…” sięgnę po kolejne tomy, zwłaszcza, że lubię cykle z powtarzającymi się głównymi bohaterami. 

Przeczytane: 19.03.2015
Moja ocena: 7/10


środa, 18 marca 2015

"Miesiąc miodowy" James Patterson, Howard Roughan (26/2015)

Podchodziłam do tej książki jak pies do jeża… Zrażał mnie tytuł, który świadczył, że czeka mnie naiwne romansidło, a takowych nie znoszę. Niemniej, tytuł wyzierał na mnie od dłuższego już czasu, wiecznie odkładany na później, z coraz to większymi wyrzutami sumienia, że sięgam po coś nowego, co dopiero nabyłam, a ta biedna książka przepychana jest co chwilę na koniec ‘kolejki’. No więc postanowiłam te własne wyrzuty sumienia zlikwidować i zabrać się za tą powieść. I dobrze zrobiłam!

Nie jest arcydzieło gatunku, ale z pewnością jest to wciągająca powieść sensacyjna, z wątkami kryminalnymi. Dobrze i szybko książkę się pochłania, wraz z główną bohaterką, Norą, lawiruje się pomiędzy jej dwoma życiami i nieczystymi zagrywkami. Przebiegła z niej kobietka, dość zuchwała, sięgająca po to, czego tylko zapragnie.

Jest w książce kilka niejasnych momentów, nie do końca realnych, ale reszta treści była na tyle wciągająca, że nie skupiałam się na tych pojedynczych niuansach.

Z zaskoczeniem dla samej siebie, mogę stwierdzić, że książka mi się podobała.

Przeczytane: 16.03.2015
Moja ocena: 7/10

niedziela, 15 marca 2015

"Portret Doriana Graya" Oscar Wilde (24/2015)

Rzadko zdarza mi się, żebym nie wiedziała, co o przeczytanej książce powiedzieć, a tak właśnie jest w tym przypadku.
Książka to absolutny klasyk, przepełniony mądrymi myślami, ale w odróżnieniu od współcześnie pisanych książeczek z życiowymi mądrościami, „Portret…” z niesamowitą łatwością łączy wszystkie te mądrości w jedną, spójną i logiczną całość, przez co nie są oderwanymi od siebie pustymi hasłami, a zgrabnie tworzą naturalnie wyglądającą część powieści.

Przedziwnym jest to, że jednym z głównych bohaterów powieści jest portret. Portret, który przez większość całej historii jest zamknięty w nieużywanym pokoju. Mimo tego zamknięcia, portret jest przeklęty i wyrządza nieopisane szkody z życiu Doriana. Oczywiście, portret sam w sobie niczemu winny nie jest. To Dorian, mężczyzna piękny, młody, beztroski pragnie zawsze taki pozostać, nawet za cenę swej duszy. I po części tak też się staje. Od tej pory to właśnie na portrecie widać ślady codziennego życia, to portret się starzeje, przybywa mu zmarszczek. Dorian natomiast pozostaje młody. Niestety, wewnętrzne piękno i beztroska gdzieś się ulatniają, zapewne wraz z tą „zaprzedaną” duszą.

Niesamowita jest fascynacja malarza Bazylego, a później Harrego, postacią Doriana. Nie sposób było w tych momentach nie wspomnieć na homoseksualną orientację Wilde’a i subtelne nawiązanie do tejże orientacji w „Portrecie…”.

Powieść ponadczasowa, ukazująca upadek człowieka spowodowany wewnętrznym zepsuciem. Takie rzeczy się działy kiedyś i dziać się będą, jedynie wyraz upadku przybiera inną formę wraz ze zmieniającymi się czasami.

Przeczytane: 14.03.2015
Moja ocena: 8/10

piątek, 13 marca 2015

"Zaginiona dziewczyna" Gillian Flynn (23/2015)

Ku mojemu zaskoczeniu – książka ta nawet mi się podobała. Może to dlatego, że nie miałam żadnych oczekiwań. Wręcz przeciwnie – nastawiałam się na wielkie rozczarowanie (bo takie zazwyczaj mnie spotyka, kiedy sięgam po zachwalane wszem i wobec bestsellery).

Przede wszystkim, podobał mi się sposób prowadzenia narracji, pokazanie wydarzeń z dwóch stron – Amy, zaginionej dziewczyny i Nicka, jej męża.
Czytałam zarzuty, że książka, a zwłaszcza jej pierwsza część jest przegadana, że za dużo szczegółów. A mi się to właśnie podobało. Nie rzuciło mi się w oczy zbyt wiele fragmentów, które z czystym sumieniem mogłabym z książki usunąć. Fakt, trochę czekałam, kiedy wreszcie coś konkretnego się wydarzy, ale w tej powieści to ‘czekanie’ absolutnie mi nie przeszkadzało.

Przemyślana postać Amy jest niesamowicie intrygująca. Przerażają mnie takie osoby, aż strach myśleć, że ktoś taki może istnieć naprawdę i żyć obok nas.

Nie pamiętam, kiedy zorientowałam się kto jest ‘sprawcą’, na pewno nie było to po kilku stronach, jak niektórzy twierdzą, że tyle im zajęło odgadnięcie co i jak. Niemniej, przez jakiś czas po tym, jak już właściwie było jasne kto i co, to wypierałam to z głowy, mając nadzieję, że może jednak jeszcze coś się zmieni. Swoją drogą, sama nie wiem, czy bar)dziej przerażające jest to, że inteligentni ludzie potrafią mieć takie problemy psychiczne, czy to, że ludzie z problemami psychicznymi potrafią być tak inteligentni. Bo żeby takie coś wymyślić, to i trzeba ‘mieć z głową’ (przepraszam za kolokwializm, ale bardzo mi on tu pasuje…), ale też trzeba być bardzo inteligentnym.

Oczywiście, dostrzegam fakt, że wiele z przedstawionych wydarzeń jest mało realnych, niektóre historie grubymi nićmi szyte. Poza tym, ja wiem, że są zbrodnie przygotowywane latami, że ktoś nosi w sobie dziwne historie długi czas, ale mimo wszystko, wydarzenia z „Zaginionej dziewczyny” w prawdziwym życiu trudno mi sobie wyobrazić.

Nie podobało mi się samo zakończenie – nie tak wyobrażałam sobie dalsze losy bohaterów. Ale cóż, można na to spojrzeć z pozytywnej strony i stwierdzić, że autorka mnie zaskoczyła :) No i liczę się z tym, że nie każde zakończenie w każdej książce musi być po mojej myśli.

W każdym razie – arcydziełem tego w żadnym wypadku nie nazwę, ale rozczarowana nie jestem i przyznaję, że nawet mi się to podobało.

Przeczytane: 13.03.2015
Moja ocena: 8/10

niedziela, 8 marca 2015

"Łowcy głów" Jo Nesbø (22/2015)

Wynudziłam się okrutnie podczas tej książki. Nie zdarzyło się w tej książce absolutnie nic, co byłoby w stanie z tej nudy wyrwać mnie choć na chwilę. Książka nie jest zbyt długa, ale z utęsknieniem wyczekiwałam końca.

Język i styl troszkę inne niż w serii o Harrym Hole. Momentami nawet lepsze. Zdecydowanie mniej tych nieakceptowalnych dla mnie rozwlekłych, wyszukanych i bzdurnych metafor. Ale całość – nudna. O ile Harrego nie lubię, stylu Nesbo w Harrym nie trawię, język mnie drażni, a te debilne metafory to już w ogóle porażka, to przynajmniej same historie są wciągające i czyta się te książki szybko. Tutaj nie było nic porywającego, historia durna, nie podobała mi się, nic mnie w niej nie zainteresowało, żadnego dreszczyku emocji.

Dochodzę do wniosku, że sam Nesbo chyba musi być bardzo niepewny swoich historii, skoro nie potrafi napisać kryminału bez scen seksu, które zakładam, że zawsze kogoś przyciągną (cóż się sprzeda jak nie seks). Jak już pewnie niektórzy z Was wiedzą, bo nie raz o tym piszę, dla mnie kryminał to nie miejsce na wstawianie mniej lub bardziej ckliwych wątków miłosnych tudzież seksualnych. A u Nesbo to chyba niestety idzie w parze i dlatego (między innymi) nigdy się nie dogadamy.
Totalnie rozwalił mnie poniższy fragment i od tego momentu straciłam resztki nadziei, że „Łowcy głów” mi się spodobają:
„Uniosłem się na rękach i z niedowierzaniem, przerażony patrzyłem na punkt, w którym łączyły się nasze ciała. Jej pochwa kurczyła się tak, jakby chciała mnie z siebie wypchnąć, a Lotte głęboko stękała, wydawała niemal ryk, jakiego nigdy wcześniej nie słyszałem, i zaraz nadeszła następna fala. Woda dosłownie się z niej wylewała, ściekała między naszymi biodrami i spływała na materac, który jeszcze nie zdążył wchłonąć tamtego pierwszego zalewu. 
O Boże, pomyślałem. Przedziurawiłem ją. Mój mózg w panice szukał związków przyczynowo-skutkowych.
Ona jest w ciąży. A ja właśnie przebiłem ten pęcherz, w którym spoczywa płód, i teraz wszystko wsiąknie w łóżko.”

Nie, zdecydowanie nie podobało mi się.

Przeczytane: 6.03.2015
Moja ocena: 3/10


sobota, 7 marca 2015

"Dom na klifie" Monika Szwaja (21/2015)

Ciepła to książka, zabawna, dobra, tyle tylko, że niesamowicie nierealna z naiwnymi historyjkami :) W tym przypadku to nie zarzut, bo całość tworzyła zgrabną historyjkę, wesołą, dobrze się czytającą, ale w takie przypadki w realnym życiu to nie ma co wierzyć, co stwierdzam z przykrością :)

Mamy oczywiście happy end, choć nie od początku się na niego zanosi. Sytuacja nie jest łatwa, Zosia jest niezamężną kobietą, która już patrzeć nie może na warunki w domu dziecka, w którym pracuje. Chciałaby założyć rodzinny dom dziecka, no ale do tego potrzebna jest rodzina (czytaj: mąż, którego Zosi brak), miejsce na dom dziecka (którego również Zosi brak), chody u lokalnych władz (no i tego też Zosi brak). No lekko nie jest. Ale nagle pojawia się Adam, którego spadek od cioci, praca w telewizji, no i on sam, mogą zaradzić każdemu w wymienionych Zosinych ‘braków’. Zaczyna się od małżeństwa z rozsądku, kończy na miłości.

Temat poruszany w książce nie jest tak całkiem miły i przyjemny – domy dziecka, te państwowe kontra rodzinne. Udusić by się chciało dyrektorkę domu dziecka, kiedy się o jej ‘milutkich’ postępkach czytało. Do tego uroczy, zabawny język, pośmiać się można. No czyż nie brzmi to cudnie:
„Zosia Czerwonka była naładowana kompleksami po same uszy (...) Nie poznała dotąd mężczyzny swojego życia (…) Adamowi zrobiło się trochę głupio za tych wszystkich facetów, którzy nie chcieli takiej sympatycznej Zosi. Po prawdzie, on też jej nie chciał...". Styl i język są dla mnie największą zaletą tej książki!

To pierwsza książka Moniki Szwai, jaką czytałam (chyba pierwsza, nie kojarzę nic innego), ale zapewne nie ostatnia.

Przeczytane: 3.03.2015
Moja ocena: 7/10